środa, 16 marca 2016

Nowy level blogowania. Rzygam tęczą.

Tytuł może lekko przesadzony, ale na tapetę biorę dziś niespełnione sieciowo osoby, które w akcji desperacji jak domniemam szarpią wszelkie sposoby, byście mogli wejść z buta w ich życie. Oprócz tego macie okazję niemal polizać szpinaku z talerza, przymierzyć wkładki do biustonosza dzięki którym sportowiec pozornie miewa cycki oraz może poczuć zapach porannej toalety, lub choćby usłyszeć jej odgłosy :)

Blogowanie wchodzi na nowy level. Zdecydowanie jest to widoczne u osób, które bardzo dużo inwestują w swoją formę, a czasem też biorą pod opiekę formę innych. Blogowanie niegdyś ograniczało się do przeróżnych wpisów - poczynając od takich, gdzie piszemy co gdzie i po co, komentując czyjeś zachowanie a kończąc na profesjonalnych artykułach na tematy nam znane (czasem bardzo czasem jest to kompletnie beznadziejne dziamganie o kotletach, których w życiu nie usmażyłyśmy).

Obecność w sieci weszła na wyższy plan, co oznacza często zacieranie się słowa pisanego, dla którego przecież niektórzy nazwali się blogerami i stworzyli bloga. Ludzie chcą jednak efekty namacalne, których słowem pisanym szanująca się postać nie jest w stanie opisać. Wstawiamy więc krótkie filmiki na instagramie, częściej na specjalnym koncie na Youtube, co by dowieść, że nasza praca i wysiłek nie jest fikcyjny. 

Co jest w tym fajnego? Przecież wszystko to możemy zobaczyć w specjalnych programach (o gotowaniu, o szyciu, o podróżach, czy sporcie), albo gazetach. Myślę, że ta autentyczność i brak celebryzmu (jeśli można tak to nazwać). Ludzie chcą widzieć jak zwykła Jadzia z małej wioski robi kaloryfer na brzuchu a przy okazji sprząta gotuje i zajmuje się dziećmi, bądź ma dwa etaty. To ich motywuje. To również zmotywowało mnie, kiedy zaczynałam.

Parcie na szkło...

Czasami jednak blog gwiazdy chcą być ON TOP do obesrania. Wybaczcie tu słownictwo, ale kiedy samo blogowanie nie wystarcza, włączamy fanpage na facebooku, które naprawdę w wielu przypadkach wyglądają schludnie i miło. Część blogerów jest wręcz do tego stworzona i mimo, że wrzucają swoje chwały i żale 3 razy dziennie chłonę ze świecącymi oczami.
Szala tęczy się przelewa kiedy widzę jak ktoś chce za wszelką cenę zbawić świat. Pierwszą osobą jest Ewa Chodakowska i chyba tylko ta osoba nie wywołuje u mnie efektu "rzygam tęczą". Pomaga wielu osobom, pomogła po części i mnie. 

Czy ja pomagam komuś swoim blogowaniem? Znam osobiście kilka przypadków, które policzę na palcach jednej ręki. Inne przypadki nie są mi znane, choć mam nadzieję, że istnieją, bo taki był zamysł. Nie mam jednak tak wielkiego parcia, by uczyć ludzkość gotować, czy wskakiwać na crossfitowe pudło. Nie mam do tego kwalifikacji, predyspozycji i nie mam prawa niszczyć Polsce kręgosłupów, a tak właśnie się dzieje, kiedy oglądamy vlogi i robimy ćwiczenia na własną rękę w domu, bo... "Kasia z Youtuba tak robi i żyje". 

Czemu nigdy nie nakręce vloga? Nie mam ochoty gadać do Polski z rozbebeszonej pościeli z tłustym włosem. Nie mam ochoty rozgrzebywać ziemniaków na talerzu, by ludzkość mogła poczuć smak mojego obiadu, nie wejdę także z kamerą do szafy, by pokazać czytelnikom kolekcję moich stringów. Co zrobi bloger, kiedy już rozgrzebuje fusy z kawy, wsadzi kamerę do każdej szafki? Będzie wsadzał kamerę do porfela albo w majtki, bo oglądalność nigdy nie jest on top.

Jak daleko może posunąć się osoba w sieci, by mieć oklaski?

Można pośmiać się ze słabszych. Najlepiej ludzi pokroju swoich podopiecznych, na których miejscu był każdy z nas. (mówię tutaj o ostatniej sytuacji, gdzie miss świata kulturystyki sylwetkowej wyśmiewała się z debiutantów narażając te biedne istoty nie tylko na komentarze na temat ich formy, ale fryzury, cellulitu, czy ogólnego wyglądu twarzy). 

Można stworzyć sobie hejtera i odpowiadać na wyimaginowane wiadomości od fanów.

Można nie przyjmować krytyki i otoczyć się gronem dupolizów, którzy staną w Twojej obronie nawet jeśli będą musieli użyć słownika JP by wypowiedzieć się z klasą. 

Znam jednak wiele przypadków, w których bloger czy osoba, którą obserwuję mogłaby zrobić dosłownie wszystko, a będzie mi bliska :)




ps. wszelkie podobieństwa są przypadkowe i oficjalnie proszę o nie zgłaszanie kandydatur do tęczowego blogowania. 




PODPIS

poniedziałek, 7 marca 2016

Czas zacząć sezon MUD MAX 19 marca Trójmiasto !

Bałam się, że nie będę miała co ze sobą zrobić przez te zimowe dni, od ostatniego startu minął już ponad miesiąc więc stwierdzam z pełnym pozytywem, że czas płynie szybciej niż mi się wydaje.

Co teraz?

19 marca na wcześniejsze powitanie wiosny rozpoczynam sezon pełną parą biegiem MUD MAX

7 km - błota, bagna, trawersów, zbiegów, podbiegów, rzeczek i przeszkód specjalnych Mud Max.
Trójmiasto zawita naszą drużynę z uśmiechem na twarzy :D


Jakie przeszkody czekają na uczestników? Z częścią na pewno miałam już do czynienia, ale podejrzewam nową odsłonę i nowe, świeże emocje !



Triceratops

Osiem metrów prawdziwego wycisku dla Waszych tricepsów i nie tylko! A na dole? No właśnie, będziecie musieli zrobić wszystko, by nie znaleźć się na dole


Oponka

Przeszkoda numer trzy - OPONKA. Jeśli macie własną, to po tym zadaniu z pewnością ją zgubicie! 

Pieszczocha

Lubicie pieszczoty? Jeśli tak, to poznajcie... PIESZCZOCHA. Elektryzujące doznania gwarantowane i to przez całe 10 metrów zabawy...


Dzwoneczek

Słodka nazwa, prawda? Zadanie też wydaje się banalne. Ale takie nie będzie! Musicie wspiąć się po siedmiometrowej linie i uderzyć w zawieszony dzwoneczek. 


Wieszak

Jak tam u Was siła w rękach? Tak się składa, że przyda się przy tej przeszkodzie. Powodzenia!

Nurek

Przejście pod beczkami w rzece to zadanie łatwe i przyjemne, a przy okazji orzeźwiające! Szczególnie po kilku kilometrach biegu...
To tylko część atrakcji, która czeka na zawodników, do tego sama lokalizacja biegu daje organizatorom znakomite pole do popisu. 
Zaczynamy odliczanie...zostało 12 dni ! Do zobaczenia na mecie ! :)

PODPIS


LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...