poniedziałek, 21 grudnia 2015

(Nie)postanawiam noworocznie!

Noworoczne postanowienia...
Wyglądają z szafek, z szuflad, siedzą w lodówce. Ściskają Ci gumkę w majtkach, żeby wiadomo było, co tam sobie wpisać w kalendarz. Są wszędzie - w telewizji, radiu, pracy. Plany plany plany.
Nie ukrywam, że z nowym rokiem każdy na pewno zakłada jakiś plan. W jaki sposób przekłada się on realnie na czyny? Od jutra/poniedziałku/stycznia kupię tonę warzyw, obrabuję zakłady drobiarskie i założę plantację ryżu - dieta gotowa. Zakupię pakiet na siłownię i porwę trenera osobistego, będę tryskać na odległość rezultatami cud. No i jeszcze przeczytam 50 książek (w moim wydaniu musiałyby być to audiobooki włączane podczas snu, bo czasowo nie ogarnę). 

Twoje postanowienia muszą mieć konkretną datę wejścia w życie. Ty jesteś ich twórcą i Ty masz na ich realizację wpływ. Możesz je przesuwać i odwoływać. Nie możesz zacząć od dziś, od jutra, bo przecież 12 potraw wigilijnych nie będzie czekać na niespodziewanego gościa. No i przecież trzeba je popić jakimś trunkiem, zagryźć ciastem - nie ma opcji. No i jeszcze Sylwestrowa noc, gdzie zabawa nie ma końca. Postanowienia muszą wejść w życie 1 stycznia. Najlepiej to 2-go kiedy zejdzie kac i zakasamy rękawy do roboty. 



Jak to widzi osoba trzecia?

Z pewnością z Nowym Rokiem społeczeństwo masowo wykupuje z aptek środki na rzucanie palenia, oczyszczanie jelit, zdrową wątrobę i odchudzanie. Druga połowa kupując karnet na laser próbuje udowodnić sobie i innym że wcale nie trzeba robić nic, by odhaczyć w dzienniczku "zrzucić 2kg".
Jadąc na trening omijam kałuże, by nie ochlapać dziesiątek noworocznych biegaczy, zgarniam ze sklepowej półki ostatni pęk rzodkiewek. Przychodzę na styczniowy trening, jak zwykle zmotywowana i najedzona po świętach. Ludzi jest tyle, że nie wiem gdzie się obrócić. Minie miesiąc i znów zrobi się luźno, emocje opadną, słomiany zapał zostanie wypalony przez zimową aurę. 2/3 z "odrodzonych" zapali papierosa przy wieczornej lampce wina rzucając w kąt buty do biegania. Postanowi poczekać, aż zrobi się ciepło, aż będą wyglądać na tyle dobrze, żeby pokazać się wśród ludzi lub po prostu zabiorą się za kolejny punkt z listy.

Dlaczego nie robię noworocznych postanowień?

Żyję spontanicznie. Przy 3,5 letnim dziecku ciężko cokolwiek zaplanować. Mogę mieć zaplanowany dzień, tydzień, miesiąc, a wystarczy choroba lub jakiś drobiazg, by plany poszły w niepamięć. Swoje cele zmieniam i modyfikuję cały czas. Po osiągnięciu jakiegoś drobiazgu stawiam poprzeczkę wyżej. Jest to w pewien sposób ciągłe i nie ma wpływu na czas. Nowy Rok sam w sobie wymusza we mnie zaplanowanie pewnych działań jak urlop, święta, imprezy czy treningi. Nie mam tego na liście, jest to w mojej głowie. Z pewnością koniec roku zmusza do pewnych podsumowań, a takowe z pewnością zrobię, bo jestem zadowolona z tego, w jaki sposób moje życie w tym momencie płynie. 



PODPIS

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Prawdziwy krosfiter klaszcze magnezją!

Świat crossfitu i lajfstajla boksowego, garażowego stał się tak popularny, jak Bieber parę lat temu. Z tą różnicą, że gymfreak'owie nie piszczą na widok trenera i choć nie raz mają mokro na myśl o wejściu na siłownię. Boom na Fit styl życia trwa od jakiegoś czasu. Pisałam to wielokrotnie i powtórzę - nie przeszkadza mi żaden rodzaj popularyzacji zdrowego trybu życia. Lepsze to niż siedzenie na tyłku i dopychanie się fast-foodami, lub zdobywaniem nowych skillów w interaktywnych grach.

Nie sztuka być transformersem i rozdzielać te dwa światy. Wychodzę z pracy, po drodze zrzucam szpilki, splatam włosy, wycieram rękawem szminkę i cyk! Zmieniam się w dziewczynę "z boksa". Bardzo szybko można jednak zatrzeć tą granicę. Jeśli zauważasz więc, że:
- potrafisz wziąć wolne, żeby pójść na trening...
- do torby na wakacje pakujesz skakankę...
- masz w torebce/kieszeni plastry, bandaż..

Jest duże prawdopodobieństwo, że właśnie wdepnąłeś... w ten dziki wir. W ten "inny" sort ludzi mówiąc na czasie :D

Kiedy stajesz się Krosfiterem? Co musi mieć Krosfiter?

1. Fotkę pt. "klaszczę magnezją" . Niestety i stety ulotna chwila rozpylonego pyłu daje niesamowity efekt i oddaje w pełni klimat i kulturę crossfitu. W żadnym wydaniu nie jest to nic złego. Jak pierwszy raz zobaczyłam - zachwycił mnie sam pomysł i moc przekazu. Po raz drugi - pomyślałam, że często po ciosie idą kolejne. Nim się zorientowałam połowa trenerów klaszcze magnezją, a inne maniaczki przybijają sobie magnezyjną piątkę w tyłek.  Sama też chyba muszę zrobić sobie jakąś rozpyloną fotkę, bo przestanę być krosfiterem :)


2. Nie ma delty - nie biorę!
Ciuchy, majtki, skarpetki...buty (koniecznie zwykłe i do podnoszenia ciężarów).  Nie masz Nanosów, to nie robisz krosfitów - proste? Znam osobiście kilka osób, które są oddane treningom całym sercem, a jednak parcia na markę u nich nie zanotowałam.

3. Skakanka, master-double. 
Czyli taka, która jest idealna, by przewinąć ją dwukrotnie pod stopami nie wykonując większego wysiłku. Najlepiej jeśli udałoby się to z marszu. Nie ukrywam, że jakość linki ma znaczenie, jednak skakałam rok na chińszczyźnie z allegro, co pozwoliło mi nauczyć się skakać duble nawet na kablu od suszarki.

4. Dowody.
Koniecznie krosfity trzeba udokumentować. Fotka czy film są konieczne, by porównywać swoje rekordy. Podziwiam jednak osoby, które umieszczają fotki czy filmy z prawdziwych wyczynów przypieczętowanych krwią i potem. Część zdjęć które oglądam w sieci jest zrobiona przed lustrem, ze świeżym makijażem/żelem/fryzurą z idealną świeżością.

5. Kaloryfer
Na idealna fotkę kaloryfera na brzuchu na pewno ma wpływ solidny trening tuż po przebudzeniu, po solidnym wc i koniecznie przed śniadaniem. Tak. Wtedy zarys kaloryfera będzie idealny. Zasłyszałam jeszcze kiedyś, że koniecznie trzeba trzaskać fotę w "sepii" bo kontrast między mięśniami jest bardziej widoczny.

6. Ręce jak po wykopkach.
Na początku ukrywasz odciski i zdarte ręce przed znajomymi, aż w końcu wklejasz ich zdjęcie na portale społecznościowe jako trofeum i dowód ciężkiej pracy. Chcesz pogłaskać dziecko do snu i masz wrażenie, że je pocierasz. Pomyśl zatem, aby zaopatrzyć się w "skórki", które skutecznie (lub nie) ochronią Twoje dłonie przed krwawymi dowodami Twoich garażowych zbrodni. Niestety, ale nie wyprodukowali jeszcze takich z "deltą". Trzeba zaopatrzyć się w Invictusie ;)


Słowem zakończenia - można wymieniać wiele. Mam nadzieję, że czytaliście z przymrużonym okiem :)

PODPIS

niedziela, 29 listopada 2015

Stopy sportowca - jak o nie zadbać?

Sportowcy, czyli osoby spędzające w butach większość dnia narażają swoje stopy na różne przypadłości. Najgorzej teraz, gdy zima za rogiem nawet w pracy chowamy nogi w ocieplane obuwie. To istna katorga dla naszych stóp, powodująca nie tylko dyskomfort psychiczny, ale też różne niekoniecznie ciekawe przypadłości. Osoby aktywne są dodatkowo narażone w większym stopniu na grzybicę stóp nazywaną potocznie "stopą atlety". Ponieważ najlepiej zapobiegać niż leczyć, oto kilka rad, jak zimą ogarniemy nasze "narzędzia" do treningów. Nie istotne jaki rodzaj sportu uprawiamy i jak długi czas spędzamy w butach. 

1. Skarpety

Na początku sama nie przywiązywałam wagi do tego, co mam na stopach, jednak skarpety sportowcom są niezbędne - szczególnie, kiedy buty są zakryte a trening ciężki. Trzeba unikać modeli, które zbyt uciskają stopy czy kostki. Dodatkowo powinny dobrze radzić sobie z naszą potliwością, która sprzyja zbieraniu się bakterii. Muszą być przewiewne. Stopy aktywnych ludzi są szczególnie obciążone, co za tym idzie - narażone na różne kontuzje i otarcia. Warto dodatkowo zabezpieczyć stopę przed  kontuzją, typu: zranienia, krwiaki, otarcia i odparzenia.
Jak to zrobić? Przez odpowiednią pielęgnację, czyli:

2. Dezodorant do stóp

Idealna profilaktyka na co dzień. Zapewnienie sobie warstwy ochronnej jest korzystne nawet przy doborze idealnych skarpet i obuwia. Dobór odpowiedniego jest tak samo ważny jak dobór bielizny. Aby zapewnić sobie komfort podczas pracy czy treningów wybierzmy taki, który jednocześnie zredukuje nadmierną potliwość, zapobiegnie przykrym zapachom oraz nada nam poczucie komfortu i świeżości, czego tak brakuje przy intensywnym trybie życia. Wydatek bardzo ekonomiczny, bo pod LINKIEM znajdziecie dezodorant mojej ulubionej firmy w granicach 17 zł. 






3. Buty

Należy zwrócić uwagę na materiał, z którego są wykonane. Z pewnością każdy z nas miał kiedyś w szafie jakąś ulubioną parę butów, które były bardzo niesprzyjające dla naszych stóp. Mogę tutaj przytoczyć modę na kolorowe trampki. Ładny efekt z zewnątrz, jednak stopy w nich przeżywały istną katorgę. Zakładając kupno obuwia sportowego warto wydać więcej i cieszyć się komfortem na dłużej.  



Zapewnijmy naszym nogą godne życie !
Po co narażać się na schorzenia, którym można zapobiec stosując się do powyższych 3 zasad?





PODPIS

niedziela, 22 listopada 2015

Setki mężczyzn na Poznańskiej "porodówce", czyli Runmageddon Poznań.

Po gliwickim finale ligi Runmageddon obiecałam sobie: "Dosyć w tym roku", więcej nie dam się tak zamrozić i zmieszać z błotem. Byłam przewiana, zmrożona, kopnięta prądem i jedyne o czym marzyłam po biegu to gorąca kąpiel i tona jedzenia. Mój żołądek odmawiał współpracy już po pierwszym kilometrze, moja noga w pierwszej godzinie krwawiła po nieudolnym przejściu "Tej jedynej", jednak adrenalina i chęć pokonania wszystkich przeszkód niosła mnie dalej. Dotarłam do mety i osiągnęłam to, po co przyjechałam. Radość, spełnienie, szczęście !


Szczęście... czy nie do tego dążymy w życiu? "Jesteś wariatką" słyszę od rodziców, znajomych, przypadkowych czytelników. Jednak jest to moja najbardziej pozytywna cecha. Czy tylko wariaci mogą osiągnąć idealny poziom szczęścia poprzez fizyczne sponiewieranie? Zostawiam to do przemyślenia :)

Gdy emocje trochę opadły, nogi odpoczęły, siniaki zeszły, ciało domagało się więcej! Mózg odkodował zimno, siniaki i zmęczenie. Chciałam jeszcze. Gdziekolwiek, byle zaraz!

Nie przypadkiem znalazłam się już dwa tygodnie później w Poznaniu. Po cichu marzyłam, żeby moja przygoda z błotem nie została pogrzebana do końca roku już na Finale. Bieg na otwarcie sezonu, nowe medale i nowe miejsce. Zwyczajnie nie mogło mnie tam zabraknąć! Na samą myśl o starcie zapomniałam, co sobie postanowiłam w momencie słabości. Czekało na mnie nowe wyzwanie.

Instagram i facebook zagrzmiał od informacji, wymiany zdań i ciekawości, co nas czeka. To już normalne, że Runmageddonem nie żyje się tylko w dniu biegu. Osobiście trwam w euforii już w momencie, kiedy planuję start. Potem odliczanie, czekanie... emocje w trakcie biegu i długo długo po. Pokusiłabym się o stwierdzenie, zasłyszane trochę w innej sferze. Runmageddon to stan umysłu, to sposób na pokolorowanie życia i w końcu doskonała zabawa, którą można tak często powtarzać.

W Poznaniu byłam jako dziecko, miasto kojarzyło mi się tylko z parą koziołków na tutejszym rynku. Podjęłam wyzwanie rajdowe i wybrałam się w podróż samodzielnie przyprawiając niemal o zawał bliskich. Adrenalina podczas podróży trzymała mi sztywno nogę na gazie, a myśli krążyły wokół tego, co zaraz miało nastąpić. 


Start z mroźnego hipodromu nie nastawiał mnie na ciepłą przygodę, jednak solidna rozgrzewka
 i wymiana uśmiechów z ludźmi obok dały idealnego powera do biegu. Nie bez powodu ważne jest wsparcie drużyny, gdzie nie ma miejsca na żadną chwilę słabości.

Tym razem założyliśmy sobie plan - biegniemy na oślep, najszybciej dotychczas. 

Nic nowego, już przy starcie miałam okazję przygrzmocić w metalową przeszkodę, ponieważ strategię jej pokonania obmyślałam szybko do niej dobiegając. Biegliśmy, ale dokąd? Nie spodziewałam się wielu podbiegów po poznańskich terenach, jednak organizatorzy mieli dużo czasu, żeby zrobić góry nawet w Wielkopolskim. Szczerze, gdybym w połowie trasy usłyszała szum fal
i zapach morskiej piany nie byłabym zdziwiona. Dla mnie, jako małej kobiety największą przeszkodę stanowią ściany. Nie kłopot przez nie przejść, kiedy już ręce dotkną góry, jednak jestem zbyt niska, by wszelkim sposobem się tam dostać. Pomoc na trasie jak zwykle nieoceniona (podkładanie się pod ściany, podsadzanie, przerzucanie) i bardzo przyjemna jest myśl, że nigdy nie zostanę sama.


Było wiele błota, wody, bagna i lin. Jedyną przeszkodą, która mnie pokonała była gwara poznańska. Wiedziałam, że takowa się pojawi jednak nie byłam w stanie zapamiętać wszystkich zwrotów. Czekał mnie dodatkowy spacer z Runmageddonowym "pieskiem", jednak żeby było trudniej, ekipa przyoszczędziła na długości smyczy (może na korzyść większej ilości bloczków betonowych?). Było ciężko, jednak ja miałam nie dać rady? Kontener z lodem, strzał z węża strażackiego - to wszystko wywoływało u mnie uśmiech. Na sam koniec zostałam kilkukrotnie przerzucona przez drużynę footballową, co pozwoliło mi dotrzeć z jeszcze większym uśmiechem na ustach do mety.

Ostateczny wynik jest dla mnie zadowalający - tak samo jak sobie założyliśmy - było najlepiej czasowo dotychczas nie ujmując pomocy potrzebującym na trasie.

25 miejsce wśród kobiet bardzo mnie zadowala, jednak nie ukrywam, że jeszcze pokażę, że stać mnie na większy power!


Lekcja przyrody, czyli czego nauczyły mnie starty w Runmageddon?


  • Po kilku przebiegniętych przeze mnie Runmageddonach wiem, że bagna występują w każdym obszarze Polski, szczególnie w każdym skrawku lasu. 

  • Nauczyłam się wiązać buty na supeł idealny. Tak idealny, że nie rozwiążą się wsadzone w bagno. Nie rozwiążą się w żadnym przypadku - nawet gdy błagalnie przeklinam próbując ściągnąć chip po biegu. 

  • Okazało się, że w trzcinach wcale nie ma zdechłych ryb i obślizgłych węży jak przypuszczałam przez wiele lat. 

  • Pod mostami, nawet najmniejszymi nie znajdziemy zwłok, a brodząc po kolana w zamulonej wodzie potwory rzeczne nie łapią swymi szponami za kostki.

  • Gdy wybieram się do wulkanizatora z zamiarem wymiany opon... zanoszę je do auta na dwa razy. Biegnąc.
  • Kultura i wiedza ogólna. W Sopocie "marki" ryb, w Myślenicach zadania matematyczne. Gliwice nie ugięły mnie pytaniem o historię Runmageddonu (wierna fanka wie wiele:) ), śląska gwara także jest przeze mnie zasłyszana. Odczułam zaległości w poznańskiej. Nadrobię na kolejny raz!
Można wymieniać w nieskończoność, lecz podsumowując zawsze wyjdą same pozytywy!


Wśród poznańskich debiutantów z pewnością znajdzie się wiele osób, które już czekają na kolejne edycje. W końcu zaznać tylu sportowych wrażeń w tak krótkim czasie nie zaznacie nigdzie indziej.
Otrzymałam wiele wiadomości z gratulacjami, podziękowaniami za motywację oraz pytaniami o kolejne biegi. Rok 2016 zapowiada się naprawdę aktywnie i moim celem jest pojawienie się na większości biegów. Z przyjemnością odwiedzę również Poznań nocą.

Na końcu wpisu z całego serducha dziękuję wspaniałemu organizatorowi. Nikodemowi Finke, za zaproszenie, umożliwienie startu w tej wspaniałej imprezie.

"i że nie opuszczę was....."


")

PODPIS

czwartek, 29 października 2015

Runmageddon, nie tylko dla seniorów. Zafunduj dziecku dzieciństwo!

Te wspomnienia....

Dawno dawno temu, kiedy nie wiedziałam co to komputer, Internet kojarzył mi się tylko z jakimś kosmicznym wynalazkiem, a telefon był tylko u babci – miałam dzieciństwo. Tak tak, każdy z nas je ma, jednak było tak energiczne i bujne, że niejedno dziecko dziś nie zrozumiałoby co było w nim tak fajnego. Mimo, że zupełnie inne od tego, które pamiętają moi rodzice – było chyba ostatnim odłamem dzieciństwa wolnego od mediów, od stresu i narzekania.
 Z tego miejsca biję czołem w ziemię w stronę obu moich babć, które bardzo często przygarniały mnie, mojego brata, kuzynkę i kuzyna do siebie z okazji wakacji, ferii. To one wypuszczały nas na podwórko nie wiedząc, co nam do głowy przyjdzie. Nikt za nami nie telefonował, nikt nie pytał o czas, bo jako dziecko nie używałam zegarka, a podana przez spotkanego przypadkiem sąsiada godzina była dla nas tylko zbędną informacją. Nie liczyliśmy czasu. Dla babci liczyło się tylko to, byśmy byli najedzeni i szczęśliwi. 
Do dziś pamiętam wygłupy, które przychodziły nam do głowy, do części się przyznałam po kilkunastu latach, część z nich nigdy nie ujrzy światła dziennego :)
Wspinanie się na płoty, dachy, drzewa, podróże nad rzekę i przechodzenie na „równoważni” przez kładkę. Czasami mam wrażenie, że musiało nad nami czuwać stado niewidzialnych stróżów, bo każdy z nas jest cały i zdrowy. 

Miałam naprawdę cudowne dzieciństwo i z perspektywy czasu żałuję, że moje dziecko nie ma szans na takie. Są tego różne powody. Uzależnienie od kontaktu ze światem (telefony, Internet) stworzyło z nas ludzi zestresowane cyborgi. Nie zaprzeczam, jestem podobna. Daję sobie czasem taryfę ulgową nad moim zachowaniem, bo życie bardzo okrutnie zrobiło ze mnie nadwrażliwą matkę.

Beztroska ginie...

Dzisiaj poniekąd ukrzyżowaliśmy dzieciństwo bezstresowe naszym dzieciom. Fundujemy im szaleństwo na monitorowanych salach zabaw, odtwarzamy idiotyczne bajki na telefonach i tabletach, utulamy do snu kołysanką z youtube. Nie oceniam, nie pytam jak jest, ale po części nasze dzieci są na wyższym poziomie technologicznym niż ja sama 20 lat temu. Czy to dobre? Nie sądzę, ale tylko z tego względu, że za dzieci zaczynają myśleć sprzęty, a wiedzy zdobytej przez media nie potrafią wykorzystać w praktyce. Dobra dość tego, bo nie o wpływie media na myślenie Trzylata ma ten wpis :)






Chcesz zafundować swojemu dziecku niezapomniane chwile? Rywalizacja, błoto, przeszkody, atmosfera? Jesteś sportowym szaleńcem? Zabierz dziecko na Runmageddon! Kilka razy jak wracałam ubłocona, brudna, z „głupkowatym” uśmiechem na twarzy mój Trzylat pytał mnie..: „znów biegłaś w błotku?” 
„Daj na chwilkę medal.”. Po czym oplatał się bandaną z mety i budował swój własny tor przeszkód dla ludzików lego. Obiecałam mu, że jak osiągnie minimum wiekowe – zabiorę go ze sobą. Nic przecież nie uszczęśliwia tak dzieci, jak trochę błota i biegu !
Najbliższa okazja już 7-go listopada w Poznaniu. 

Daj swojemu dziecku się wyszaleć na torze przeszkód podczas Runmageddon KIDS!
Gwarantowany ubaw po pachy i szeroki uśmiech - na dzieci czeka trasa o długości około 1 km, a na niej 10 przeszkód!
Dzieci startują w dwóch kategoriach wiekowych 4-6 i 7-10 lat, godziny startów dla grupy:
Zapisać przez stronę powinien się rodzic/opiekun, ale oczywiście startuje dziecko. :)

Po szczegóły klikajcie tu:

RUNMAGEDDON KIDS POZNAŃ


Ja przyjrzę się rywalizacji dzieciaków z trasy rekruta. Tymczasem doprowadzam moją spuchniętą nogę do porządku, wybity palec wskakuje powoli na miejsce. Jeszcze kilka dni na regenerację!

PODPIS

wtorek, 27 października 2015

Joga lepsza od prozacu

Idealna do walki z melancholią, chronicznym smutkiem, depresją jesienną. JOGA. 

Często pisałam, jak to wysiłek fizyczny i totalne zajeżdżanie organizmu pomaga mi wyzbyć się stresu dnia codziennego. Niekiedy jednak nie ma możliwości całkowitego wyładowania energii i pozostaje biednemu człowiekowi udać się do psychiatry. Wiadomo, jak odległe terminy funduje nam NFZ (tak tak, wszystko zaraz będzie lepsze, jednak na lepsze trzeba jeszcze poczekać). 


Tak więc znalazłam idealny sposób na rozciąganie i relaks w jednym. Co powiecie na chwilę jogi? 
Nie zakładam, że od razu będziecie zawijać stopy za uszy, jednak są sposoby, by rozluźnić mięśnie i zafundować sobie mały relaks gdy nie macie ochoty wystawiać nosa za drzwi.

1. Muzyka. 

Odchodzę na chwilę od radia, łupanek, dubstepu i innego szitu, które towarzyszy mi z głośników. Dodam też, co bardzo istotne - nie da się zrelaksować przy muzyce, z którą jesteśmy osłuchani. Nie namawiam do Chopina i czy innych Czajkowskich - nie żyją. Ponadczasowe są jednak odgłosy naturalne, ciche. Nikt nie wymaga rozmowy, nikt nie słucha, jesteś tylko Ty i muzyka. 


https://welna.files.wordpress.com/2008/04/

2. Czas.

Nie pędzisz na określoną godzinę, nie spóźnisz się, ani nie zapomnisz stroju. Jesteś cały czas w domu, więc masz wszystko pod ręką. Sam fakt, że nie musisz zrobić wszystkiego szybko przed czy po treningu już rozluźnia umysł, co za tym idzie - jesteśmy szczęśliwsi. 

3. Sprzęt.

Do jogi nie potrzebujemy wiele. Kawałek podłogi i dobry przewodnik. Ewentualnie Youtube, gdzie można zacząć od podstaw. Polecam jednak zakup maty, która przyda się pod nasze cztery litery, gdyż pozycji siedzących jest wiele, a nasze kości nie są z gumy :)

W sklepie znajdziemy ich bardzo wiele, radzę jednak zwrócić uwagę na grubość. Ceny wahają się od 50 do 199zł, jednak już w połowie tego przedziału można znaleźć coś idealnego na początek.

http://jogastyl.pl/

Mata do jogi wykonana z odpornego antypoślizgowego materiału, pvc. Jest bardzo wytrzymała i elastyczna.
Jeśli macie zamiar zgłębić bardziej tajniki jogi, polecam od razu kupić sobie kilka rzeczy w pakiecie.
http://jogastyl.pl/product-pol-457-Zestaw-do-jogi-.html



4. Odprężenie.

Rozluźnienie ciała poprzez trening koncentracyjny, w tym swobodne oddychanie dają nam możliwość odnalezienia stanu głębokiego relaksu. Stan ten przynosi podobny efekt jak kilkugodzinny zdrowy sen, w którym ciało jest w stanie szybko się zregenerować. Dlatego właśnie raz na jakiś czas, głównie dla rozciągania wybieram jogę. 

Po niezbędnik do ćwiczeń zapraszam na http://jogastyl.pl

PODPIS

poniedziałek, 19 października 2015

Nie łudź się. Nie "pójdzie w cycki"



Otwieram gazetę i atakują. 

Cycki.



Może po chamsku, może wulgarnie dla innych, ale dla mnie piersi i cycki to dwie różne sfery. 

 Idealne, okrągłe, jędrne, duże - atakujące mnie już z okładki gazet. Nadal pozostają ...cyckami. 

CKM? Playboy? Bynajmniej. 

Z pewnością stworzone by zachwycać, jednak patrząc na "idealną" sportową sylwetkę według poratali i czasopism - widzę tylko uśmiechniętą twarz, solarium, idealny makijaż i sylikonowe cycki.  Z perspektywy marketingowej - lepiej się sprzeda gazeta, gdzie nad kobiecym kaloryferem będą sterczeć sutki na wydętych poduszkach. Z pewnością amerykańscy naukowcy mają swoją teorię na temat naturalnego występowania tego zjawiska, jednak jest ono tak częste, jak śnieg w maju.  Sylwetka niczego sobie, każdy mięsień zarysowany. Mistrzostwo graficzne plus operacja plastyczna. Czy taki powinien być model kobiety fit? Z całym szacunkiem dla miłośników wszelkiej aktywności fizycznej - taka kobieta zachwyca chwilowo, zazwyczaj w sferze seksualnej. Osobiście nie mam nic przeciwko powiększaniu biustu, jednak czy odbiorcy nie zasługują na chwilę prawdy? :)

Źródło: wygrzebane z "internetów"


O ile mięśnie i jędrna smukła sylwetka bywają najczęściej efektem hektolitrów wylanego potu, o tyle kłóci się z wizją seksownych dużych piersi wypracowanych (lub zachowanych) tym samym sposobem.  Spójrzmy prawdzie w oczy. Nadaktywne fizycznie kobiety nie mają cycków :) Jeśli Twoja kobiecość tkwi w idealnych włosach, cyckach i szpilach - będzie ciężko czytać ten tekst. Moja kobiecość jest przede wszystkim w głowie, dzięki czemu akceptuję siebie bez najmniejszych oporów i uwielbiam swoje ciało (jakkolwiek to brzmi - dlaczego taka figura mi odpowiada napiszę na końcu :) ).

***

Sportowa sylwetka kobieca, może pójść również w drugą, przerażającą stronę, gdzie solarium doprawiane jest pomarańczowym smarem z oliwką, a kobiece piersi zasłaniają dwie szmaty (potocznie bikini). Z reguły nie często "szołbiznes" pochłania takie zdjęcia na nagłówki, czy okładki czasopism. Wyjątkowo chętnie okleja się takimi zdjęciami odżywki i przedtreningówki dla sportowców (te bywają przez tak wyuzdane fitspiracje nałogowo wpierdzielane przez szereg amatorszczyzny, by bez nakładu pracy zyskać mięśnie w proszku). 


Nie przypadkiem odzież, a szczególnie bielizna sportowa nie przypomina spadochronów:)

Co zatem zrobić, by wszystko pozostało na swoim miejscu?

Odpowiedź jest prosta. Spakuj zabawki i wróć do bujanego fotela. Poświęcając 3 dni w tygodniu na trening siłowy spalasz tkankę tłuszczową zamieniając ją w mięśnie. Co za tym idzie - góra maleje a dupa rośnie. Z pewnością dieta dobrana idealnie przez doradcę dietetycznego uratowałaby Twoje górne cuda, jednak dopóki jesteś stukniętym psychopatą i ćwiczysz do porzygania możesz pożegnać się z bombowym biustem. I z milionami adoratorów (weź pod uwagę, że równocześnie żegnasz się z milionem dupków, którzy myślą, że masz pod bluzką bufory wielkie niczym klasyczna gwiazda porno). Co innego na ten temat powiedzą mężczyźni, którzy akurat skupiają się na budowie klaty. Cóż. Jeśli nie budują siły i mięśni naturalnie to są tak samo wiarygodni, jak i sylikonowe cycki.
Dopóki czujesz się jak człowiek, akceptujesz swoje ciało, a biceps nie rozsadza Ci rękawów w koszuli nocnej - gra gitara. Nie ma nic gorszego niż obić sobie wrażliwą część klaty sztangą lub drążkiem, dlatego lepiej, że ciało samo dopasowuje się do treningu i dziwactw, które tam wyczyniam :) Mam gwarancję, że płynąc w basenie, nie pociągną mnie na dno i nie poobijam sobie zębów podczas biegu.

Robić to co się kocha i zaakceptować siebie. Przykro mi, ale nie podam tutaj przepisu na dietę cud pt."pójdzie w cycki". Niestety. Nie pójdzie :) 

PODPIS

poniedziałek, 12 października 2015

Każda matka może zrobić coś zwariowanego!




Jaka jest do tego droga?

1. Pokochaj siebie.

Jesteś wspaniała. To, że jesteś matką – dzielną, uśmiechniętą, zaradną – to wystarczy, że możesz poczuć się wyjątkowo każdego dnia. Nie ważne, czy masz jedno, czy wiele dzieci. Dla nich jesteś wzorem, podstawą funkcjonowania każdego dnia. To dla nich musisz być silna. Macierzyństwo to przecież ogromne wyzwanie, którego podejmujesz się każdego dnia na nowo, czy to nie dowód na to, że jesteś wspaniała? Silna? Wyjątkowa?

2. Stawiaj cele.

Dzień jak co dzień, a masz wrażenie, że doba jest za krótka, albo przeciwnie – nigdy się nie kończy. Jakże inny byłby to dzień z listą rzeczy do zrobienia, które możesz najzwyczajniej „odhaczyć”? Pomyśl, jak inny będzie to dzień, kiedy mimo braku większych planów poczujesz, że zrobiłaś wiele rzeczy? Czasami jest tak, że to co robimy nie ma dla otoczenia większego znaczenia. Sama czasami nie jesteś w stanie odpowiedzieć sobie na pytanie „co dziś robiłam”? Nie oszukujmy się. Siedzenie z dzieckiem w domu to nie jest wcale siedzenie. Z pewnością były kolorowe kanapki, obiad, mycie naczyń, kreatywne zabawy, przyszycie guzika, lub kilka przysiadów. Tutaj wkracza już moje sportowe zboczenie, ale spokojnie – jeszcze dam je Wam odczuć w kolejnych postach. Jeśli przytłacza Cię codzienność sprawa jest prosta – doceń siebie i te małe rzeczy, które składają się na Twoje „siedzenie w domu”. Od razu będzie CI lepiej.


3. Zrób to!


Apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc nie zaczynaj z grubej rury. Sport to zdrowie i to jedyne powiedzenie, które jest tak ponadczasowe jak wiersze Tuwima  Zaczęłam od wpisania w Youtube „ dla mam” – kończąc na maksymalnej miłości do ćwiczeń Chodakowskiej, kiedy moje dziecko smacznie spało. To już był dla mnie totalny hardcore, bo mało miałam sił po tak wyczerpującym dniu. Minęło kilka tygodni i było mi mało. Wybiegłam z domu. Ze słuchawkami na uszach pokonywałam co dzień więcej kilometrów i budowałam w sobie siłę, która nie mogła się uwolnić przez długie miesiące. Po 2 latach przyszedł czas na treningi w grupie. Crossfit wyrósł przede mną znienacka. Nie wiem kiedy minął rok jak zaczęłam. Pół roku temu za niewielką namową pierwszy raz wystartowałam w biegu z przeszkodami. Runmageddon – słyszałyście? Takie tam 6 kilometrów i 30 przeszkód. Błoto, rzeka, strumienie, liny i ten pachnący las. Adrenalina, której tak bardzo brakuje mi na co dzień. Dodatkowo idealne SPA, które otoczy Twoje ciało w niecałe 2 godziny. To również pokazało mi, że mogę robić wszystko – pozostając na swoim miejscu – miejscu matki i kobiety.

Nadeszła w końcu upalna sobota. Wtedy – w lipcu przeżyłam Runmageddon po raz drugi. 16 kilometrów, 3,5 godziny zabawy. Piach, węgiel i widok na Śląsk z kopalnianych hałd. Było idealnie. To jest właśnie zdrowe szaleństwo, które każda z Was mogłaby przeżyć. 

Pamiętajcie, że to my stawiamy sobie granice. Stawiamy też cele, do których może być daleko, jednak czasu jest dużo. Wystarczy zainstalować w sobie dużą dawkę determinacji i ambicji. To przecież już mamy. Skąd spytacie? Jesteśmy matkami!
Więc chodź mamo! 


PODPIS

środa, 2 września 2015

Zielona kawa odchudza! Dzięki niej stracisz naprawdę wiele.


Właściwie to nigdy nie interesowałam się specyfikami na odchudzanie, szczególnie, że zwykle są to jedynie suplementy, które bez połączenia z ćwiczeniami nie przynoszą efektów. Skoro i tak już trzeba było ruszyć tyłek - ruszałam go a efekty były widoczne i bez pastylek odchudzających. Ponieważ staram się odżywiać zdrowo (tak tak, lata lecą, nie można już tak hulać - nie ten żołądek, nie te jelita), mijam na półkach ze zdrową żywnością bohaterkę dzisiejszego wpisu - zieloną kawę. Cena jest tak wysoka, że produkt od razu rośnie w oczach i wydaje się być magiczny. Nie czytałam, nie wnikałam, bo za tą cenę wolałabym kupić coś dziecku, lub doposażyć swój zestaw treningowy.
Natknęłam się jednak na zieloną kawę u mojego brata. Ponieważ jest jednym z lepszych Baristów w Opolu hmmm i nieśmiało powiem, że też w kraju - spytałam o ten magiczny eliksir.

Powiedział mi co nieco, pokazał artykuł. Olśniło mnie szybciutko.



Zielona kawa. Zatrzęsło się od różnorakich odmian tej perełki na allegro, w sklepach promujących zdrową żywność, tajnych księgach odchudzania. Muszę przyznać, jest idealna. Ze stuprocentową skutecznością spali Twój zapał i odchudzi...Twój portfel!

Kim są producenci zielonej kawy?

Nie do końca wiadomo, kto stoi za magicznymi ziarenkami idealnej figury, ponieważ nie spotkasz jej w przyzwoitej palarni, ulubionej szanującej się kawiarni, ani też nie zobaczysz w opakowaniu słynnej marki kawy. To powinno dać już szaremu człowiekowi do myślenia, ponieważ tak cudownie działający półprodukt powinien być na piedestale produkcji. Tymczasem sprzedają go firmy typu Kogucik, czy Kurka odchudzając portfele zdesperowanych maniaków odchudzania. Kupisz ją w pięknych kawowo zielonych ziarnach, w proszku a dla leniwych nawet w postaci kapsułek. 

źródło: http://kacikzdrowia.pl

Co gwarantuje Ci wypicie zielonej kawy?

Tyle czego się spodziewasz, jednak efekt odchudzający gwarantuje pozostanie na... samej kawie.
Oczywiście istnieją badania Amerykańskich Naukowców, którzy przebadali i poddali analizie samych amerykańskich otyłych. Długo z pewnością ich nie szukali a sam fakt włączenia do ich diety potrawy lub tabletki koloru zielonego był krokiem do sukcesu i niesamowitym przedsięwzięciem.
Pozwoliłam sobie skopiować wyniki badań.

źródło: http://www.dziennikzachodni.pl/

 Producenci obiecują, że Twoje łaknienie zmniejszy się diametralnie (sugeruję sprawdzić, czy kawa nie zawiera domieszek chromu), do tego oczywiście przyspieszy przemianę materii i spalanie tłuszczu (po wypiciu kawy wzrasta ciśnienie, co samo przez siebie chwilowo przyspiesza metabolizm). Jeden ze sprzedawców z allegro chwali się, że (cytuję) "Otóż trochę przez przypadek okazało się, że zielona kawa zawiera bardzo dużo kwasu chlorogenowego". Ktoś trochę przez przypadek zbadał z czego składa się kawa i przez przypadek zauważył też, że jest zielona i oczywistością jest że występuje w KAŻDEJ kawie, jednak podczas procesu palenia, czyli w kawie czarnej jest go niewiele, a nawet niemal nic. Ten sam opychacz zielonej kapsułki szczęścia powołuje się uwaga...na azjatyckich naukowców, którzy to udowodnili, że ów kwas chlorogenowy w połączeniu z kawą ma właśnie tak niesamowite działanie! 
Z ciekawości chciałam zobaczyć, kim są Ci wspaniali naukowcy z Azji. Google nic nie wie o takowych :)



JAKI SKŁAD MA ZIELONA KAWA?

Kawa ma skład...kawy! Wietnam, Brazylia, organiczny Wietnam, czy też organiczna Brazylia, Robusta, Sontos, wszystko z Ameryki i Afryki. Czysta kofeina, zadowolenie satysfakcja. Resztki, odłamki mizernej jakości. Porównać to można do sałatek na wagę robionych w sklepie (bo puszka kukurydzy pękła, bo sałata pekińska już żółknie - podwajamy cenę i mieszamy z sosem). Lub też karmy typu TIP - niby markowych producentów, a jednak sprzedawane pod szyldem sieciówek typu Real, Auchan, Tesco... 

O co chodzi?


No jak nie wiadomo o co chodzi... to chodzi o pieniądze. Wasze pieniądze. Jak świetnie podwyższyć cenę kawy, która de facto powinna być tańsza od czarnej palonej? Napisać, że odchudza!
Ludzie za odchudzanie bez ruszania dupy sprzed telewizora potrafią zapłacić wielkie pieniądze. 


"Stare, źle przechowywane, tanie i kiepskiej jakości ziarna też trzeba jakoś sprzedać. Pierwszą opcją jest kawa rozpuszczalna. Drugą: zielona kawa – bo przecież i tak nikt się nie zorientuje, że nie tak ma to smakować" - http://www.coffeedesk.pl/


Chcesz schudnąć stosując prawdziwy zamiennik tego magicznego kwasu?

Zapraszam do lasu - NARWIJ SOBIE POKRZYW!!




PODPIS

sobota, 29 sierpnia 2015

Biegaczu wyjmij kij z dupy!

Wpis zacznę od tego, że żaden ze mnie profesjonalny biegacz. Biegam, bo lubię, bardzo lubię i sprawia mi to radość. Do tego bardzo odpręża i uspokaja. Na kondycję także nie narzekam :)
Nienawidząca kiedyś biegania nawrócona Fitmaminka straszy na szosach - nie zanotujesz u mnie złotych czasów, ani platynowych sznurówek. Biegam, bo tego chcę, jednak do tego pozostaję człowiekiem :)
Podobny wpis miał powstać jakiś czas temu, odnośnie kultury biegających. Był to jednak jeden przypadek, dziś, kiedy poirytowałam się po raz kolejny - piszę. No trudno. Niech sobie siedzi w sieci moja frustracja. Jeśli coś mnie razi mówię to głośno, a jeśli ktoś mnie rani - krzyczę. Potrafię też oddać, obronić się i plunąć jadem. Miałam tego nie pisać, ale trudno. Jeśli po przeczytaniu ktoś poczuje odrazę, nienawiść czy inne mieszane uczucia służę naparem ziołowym, albo pokieruję do prawego górnego rogu - tam jest krzyżyk :)

Podczas mojego biegania mijam wiele ludzi. Zwykle trasa jest podobna, lecz staram się ją modyfikować na różne sposoby, by nie była taka przewidywalna. Moje miasto jest niewielkie i dużym plusem jest fakt, że mieszkam na jego obrzeżach, gdzie nie muszę szaleć ulicami czy chodnikami przepełnionymi pieszymi. Dokształcam się czasem biegowo i zanotowałam, że bieg po chodniku/asfalcie to czysta głupota, więc staram się zbaczać z opolskich "autostrad" na korzyść piachu i pola ;)
Przeczytałam ostatnio dużo komentarzy na temat, co przeszkadza biegaczom i nie wiem, czy się śmiać, czy pluć jadem. Mi również przeszkadza kilka spraw jako matce biegnącej, jak też omijanej przez biegacza.

Piekło nie zna większej furii niż poddenerwowana matka z PMS :D

1. Kultura

Kultury sportowej uczymy się od najmłodszych lat. Za czasów podstawówki zbiórka w szeregach, odliczanie, sprawiedliwość, przestrzeganie reguł - czy to gry w dwa ognie czy rywalizacji drużynowej w siatkę. Taki sobie savoir vivre ale od strony sportowej - nie zależnie od uprawianego sportu. Uściślając - każdy ze sportów ma trochę inne ramy kultury, a samo słowo kultura jest zbyt ogólne, by je ot tak sobie zostawić do przemyśleń. 
Kulturę jakotaką ma każdy z nas. Niezależnie od tego, co robi w życiu. Decydując się na uprawianie sportu jakim jest bieganie warto więc poznać jego kulturę. Niektórzy jednak zachowują się jakby wybiegli z obory, po drodze ozłocili się w Diorze i połknęli kij (który od dołu wystając z tyłka godzi w innych biegających lub niebiegających wokół, a od góry kij podtrzymuje nos wyżej czoła).
http://runyourlife.pl/

Nikt od Ciebie biegaczu nie wymaga bicia czołem o ziemię na widok innych biegaczy czy to amatorów, czy profesjonalistów. Biegowa PIONA znacie? Ci biegający z nosem wyżej czoła zapomnieli jakie to miłe i fajne uczucie. Piona nie musi oznaczać pokłonu, czy niemalże podania ręki. To tylko miły biegowy gest, który może być choćby skinieniem głowy, uśmiechem, pozdrowieniem. Ludzie bywają wstydliwi, ale nie wszyscy! Możesz przecież odwzajemnić uśmiech, odpowiedzieć na swój sposób na pozdrowienie..
Ostatnio biegnąc szosą mijałam lekko kulejącego, ale wciąż biegnącego mężczyznę. Na pierwszy rzut oka koło 34 lata (mógł mieć też 50 biorąc pod uwagę nowinki technologiczne :P ), trzymający jedną ręką w uścisku swoje mięśnie brzucha, z pewnością miał kolkę, ale wiecie...statystyki, nie można się zatrzymać. Gdy się mijaliśmy uniosłam rękę z uśmiechem a w odpowiedzi usłyszałam..."spierdalaj". Pomyślałam tylko, że miłośnik biegania to z pewnością nie był, aczkolwiek kulturalny człowiek także nie. Długo biegłam z jakimś wewnętrznym niesmakiem i niechęcią. Buraków na trasie nie brakuje, może takiemu jakiś silniejszy wyciągnie kij z tyłka, jak nie to szybko się nadzieje na sfrustrowaną biegaczkę, która buraka dobrze zripostuje. 

Nikt od Ciebie biegaczu nie wymaga niemal nic, z wyjątkiem kultury.

2. Słyszysz mnie?

Jeśli już biegniesz jak święta krowa po ulicy ze słuchawkami wciśniętymi w uszy jadąc autem wcale nie muszę tego przewidzieć - szczególnie wtedy, kiedy właśnie zakręcasz na pasy. Uwierz... statystyki z endomondo nie spadną drastycznie, kiedy poczekasz te 5 sekund. Oczywiście jako pieszy masz pierwszeństwo, jednak iść przez pasy, nie biec. Kierowca nie jest w stanie przewidzieć, czy nagle skręcisz na ulicę, czy pobiegniesz prosto. Każdy z nas jest tylko człowiekiem, a Ty nie jesteś świętą krową. Nie jestem idealnym kierowcą, który depcze hamulec przed każdą zebrą, oraz nigdy nie minął ciemnozielonego światła. Rozwaga jednak nie boli.
Jeśli już biegniesz z zatkanymi uszami poza całym światem miej też wyobraźnię. W trosce o własne i innych zdrowie. 


3. Biegnę i....**UJ.

Biegniesz po chodniku? No spoko. Miej jednak na uwadze, że po chodniku się chodzi. Wyprzedzając Twą ripostę - tak wiem - są miejsca na spacery, ścieżki rowerowe, a biegowe? Cóż. Jest nas nadal tak mały odsetek, że sam Duda "nie da". Dlatego właśnie masz obowiązek wymijać wszystko, co stoi na Twojej drodze. Mieć na uwadze beztroskę dzieci, matki z wózkiem, czy zakochaną parę. Co ich obchodzi, że Ty tamtędy biegniesz? To Ty biegaczu stwarzasz zagrożenie swoim ruchem więc wyluzuj poślady i zrób kilka zygzaków dla bezpieczeństwa Twojego i dzieci. Osobiście odradzam bieganie po chodniku. Jeśli chcesz nabić sobie kilometry na endomondo idź do lasu, na polną ścieżkę, albo tam, gdzie jest bezpiecznie i szeroko. 

Cóż. Przeczytałam ostatnio, że biegaczkę jedną i drugą "wkurwiają" dzieci na chodniku, bo nie są przypięte do matek albo wózków. Jeszcze bardziej wkurwia dziecko, które się szczerzy. Masz rację biedaku - nic tak nie wkurwia jak szczęście innych. Tekst, mimo że traktowałam z przymrużeniem oka bardzo mnie zagotował. Sam fakt o "babie z wózkiem" i technikach omijania był fajnym humorzastym żartem, jednak niektórzy w komentarzach wylali całą skisłość, która w nich siedziała. Tym samym gorzko przekonałam się, że mimo wszystko trzeba oddzielać "biegaczy" od "pobiegujących" bo nie dość, że będzie popierdzielał chodnikiem z fochem na cały świat, to jeszcze trąci Ci dziecko, bo wlezie mu pod buta (i tu uwaga - specjalnie i celowo). Z tego co mi wiadomo, dzieci nie mają jeszcze tak dorosłego myślenia i nie są w stanie z pełną premedytacją popsuć statystyk frustratowi :D
Mam nadzieję, że podczas spaceru z dzieckiem żadnego takiego nie spotkam, bo nie ręczę za siebie, jeśli ktoś celowo wbiegnie w moje dziecko "bo się pałęta". Przykre jest, że niektórzy biegacze zachowują się jak dzikie zwierzęta, patrzące tylko na swój czubek nosa i cel do osiągnięcia. Na szczęście to tylko odosobnione przypadki, o których warto mówić głośniej, bo jeszcze są na dobrej drodze,by przestudiować punkt 1. 

4. W worku na ziemniaki i w Diorze :)

Dobrą życiówkę możesz pobiec zarówno w ozłoconych Adidasach Supernova, jak też w takich wiecie...kilka półek niżej z chińskiego za piętnastaka. Możesz obwiesić się zegarkami za pierdyliardy i nałożyć 3 bandany na czoło. Twoja powłoka będzie wyglądać profesjonalnie, z pewnością mniej profesjonalnie niż kobiety biegnącej w t-shircie męża i lekko dziurawych ukochanych butach. Co was może połączyć? Miłość do biegania. Endorfiny, spełnienie, radość, uśmiech, odprężenie. Nie. Nie mówię o seksie. To bieg, choć zastanawiam się, czy wielu nie stosuje biegu jako idealnego zamiennika ;)

5. Po co....
Po co to wszystko piszę? .... Sama biegam i staram się tak zachowywać, by nie frustrować i nie narażać na komplikacje ludzi, którzy mnie otaczają. Staram się wgłębiać i rozumieć kulturę tego sportu i aktywnie i mile w niej uczestniczyć. Oczekuję, że wzrastająca popularność biegania nie obierze kierunku "chamstwo i buractwo" jak to się dzieję w innych dyscyplinach. Bieganie jest o tyle piękne, że nic do niego nie potrzebujesz. Odrobina walki, dobry humor, nogi i łeb na karku. Nie zapominaj wziąć tego ostatniego, a Twój trening będzie pozytywny dla wszystkich.

Biegaczu, jeśli jesteś chamem, burakiem, a dodatkowo podejrzewasz, że masz kij w dupie mam dla Ciebie kilka słów - ogarnij się, zanim ktoś uprzejmy ogarnie Ciebie ;)

Tekst powstał po części z przymrużeniem oka.
Taka Jęcząco-rycząca satyra. Czaisz?

No.

PIONA!



PODPIS

piątek, 21 sierpnia 2015

Matko, jaka jesteś silna !

Piątek, piątunio. Dobrze, że mam fejsbuka, bo gdyby nie wpisy z rozmachu poszłabym jutro do pracy. Budzik o 4:30 z dnia na dzień jakoś ciszej dzwonił. Dziś to było już apogeum "nie". Zaletą matki jest jednak to, że wstanie. Wstawała w końcu o północy, i godzinę przed budzikiem, bo dziecko pić chciało, wcześniej jakiś zły sen, jeszcze wcześniej obudziłam się, by szturchnąć B - niech też się przejdzie. Praca w korpo ma to do siebie, że nie muszę być sztucznie uśmiechnięta i tryskająca energią o 6 rano. O 13:55 z kolei jestem w stanie euforii i radości, bo zaczynam dzień "właściwy".

Obiad, spacer, trochę zabawy i BUCH - wieczór. 

 Bardzo długo nie mogłam zebrać myśli. Wiele razy świeciła mi się ta komiksowa żarówka nad głową i wpadała nowa myśl. Funkcja "zapisz szkic" w biegu nie działa, a w natłoku obowiązków rozmyła się wraz z kąpielą mojego Trzylata. Odpuściłam więc. Wieczorne rytuały są tak rytmiczne, tak przewidywalne, że wydaje się móc zrobić coś ponad to. Na przykład pomyśleć, zapisać, zapamiętać. Nic z tego. Mimo, że wykonuję coś niemal z zamkniętymi oczami muszę mieć je zarazem otwarte. Najlepiej też, żeby wyrosły mi na plecach razem z druga parą rąk. Podczas kąpieli Trzylatowi rozmókł plaster, a w konsekwencji odkleił się nieco z jego morderczej rany, którą nabawił się walcząc z rabusiami wokół komisariatu lego. Było jasne, że bohater nie chce widzieć śladów porażki na swojej ręce, a plaster zniknął. Później rozpoczął się armagedon. Ból, płacz, lament i tony wysmarkanych chusteczek. Jak żyć? Plaster pochłonęła pachnąca kąpiel, zjadł smok z piany, wodny potwór i reszta czeluści - przepadł....a drugi który proponowałam był z Pandą. Panda jest głupia wiecie? W pewnym momencie i ja chciałam prosić o szybką reanimację, bo baterie mi siadały. Wyskoczyłam z jakąś głupią Pandą na wojenną ranę Trzylata. Człowiek wpierdziela te witaminy, żeby się na starość nie posypać, po czym sam ma ochotę włosy sobie z głowy rwać z tej niemocy. 

Potem zasnął. Chwile jeszcze siedziałam otulona Bobem Budowniczym z głową podpartą rękami. Jeszcze 10 minut wcześniej miałam w planach szybko wykąpać, położyć i pomachać rękami przed ćwiczeniami z Youtube słuchając do tego "jeszcze troszkę", "wierzę w Ciebie", "nie opuszczaj mnie" i to słynne "ja już mam błogostan". Ja też miałam. Tuż przed momentem nim kolana rozjechały mi się zwalniając tor ręką i głowa runęła mi w jakąś otchłań. Wtedy się obudziłam, chociaż śmiało stwierdzę, że nie spałam. Stwierdziłam osiągnięcie celu widząc drzemiącego Trzylata i wyszłam. 
Odechciało mi się Youtuba i marszczenia mięśni, bo z nieziemskim efektem sponiewierałam się moją pseudo drzemką, po której czułam się jakby przejechał mnie walec (a potem ktoś zeskrobał z asfaltu i przejechał wertykulatorem). Dodatkowo olśniło mnie, że to uczucie wcale nie jest mi obce. Czuję je średnio co drugi trening, jednak zwykle po nim szybko nadchodzi sen. Dziś do snu nie było tak blisko, zapakowałam się mimo to do wanny* (tak sprostowując - mam średnio wysoki brodzik i jak się dobrze upcham to istnieją momenty, kiedy woda podchodzi do pępka :D ), łapałam kolejną zwiechę tym razem na mokro i zbierałam z krawędzi żółte lego ludziki, kilka aut, buteleczki po kolorowych kapsułkach do kąpieli, gąbki, klocki. Przypłynął też do mnie błękitny plaster z Kubusia Puchatka przez który to właśnie znalazłam się w tym miejscu i w tym czasie. 






PODPIS

piątek, 14 sierpnia 2015

Ile razy się poddajesz?

Otaczający nas świat ma niebywale wielki wpływ na to, co i jak robimy. Kiedy to robimy.
Kiedy zaczynałam przygodę z "odrestaurowaniem swojego ciała", mój Wojtek był jeszcze malutki. Wychodzenie z domu nie stanowiło żadnego problemu, bo czy zostawał z nim mąż, czy moja mama bawił się świetnie i miał super humor. Za ćwiczenia w domu brałam się jak tylko usnął, a ponieważ była to godzina 19:30-20:00 miałam jeszcze dużo czasu by odpalić youtuba i zająć się tylko i wyłącznie sobą. Z rana praca od 6 też nie dawała się tak we znaki, bo czułam, że moje ciało jest co raz bardziej wdzięczne za poświęcany mu czas. 

Od tego czasu minęło już niemal 2 lata a schemat jest bardzo podobny. Są jednak większe ograniczenia. Co raz częściej gdzieś w duchu się załamuję i zastanawiam się czy aby na pewno to wszystko ma jakiś sens, czy idę dobrą drogą i czy nie robię tym nikomu krzywdy. Bycie matką aktywną z mojej perspektywy ma bardzo dużo plusów. Właściwie to same. Co do tego jest potrzebne? Wsparcie.


Chyba największe odczuwam  rodzicach. Pierwszy raz zobaczyli co wyprawiam wpadając na pierwsze crossfitowe zawody. Potem przyszli też na kolejne i nawet zawitali w sali treningowej :) Wiem, że będą dumni niezależnie od tego, co bym robiła, mimo że tato do tej pory puka się w głowę jak go straszę mięśniami :)
O wsparcie staczam w moim środowisku domowym nieustanną walkę. Mój 3 latek wie co robię 2-3 razy w tygodniu wieczorem i jest ze mnie dumny (tak tak, kilka razy to słyszałam). Chętnie ze mną ćwiczy w domu na swój sposób i jest bardzo aktywnym dzieckiem. Podczas wyjazdu to on właściwie był moim motorem napędowym do ruchu, bo bułgarskie słońce było tak gorące, że dodatkowo pocić po prostu mi się nie chciało. Pokochałam życie w ruchu ale co jakiś czas zastanawiam się... po co to robię? 


Każdy trening jest inny - obojętnie, czy biegam, pływam, czy idę na crossfit. Każdy trening zależy od tego, jaki wcześniej był dzień. Czy to przypadek, że właściwie na każdym z treningów wyładowuje emocje z dnia bieżącego? Czy to ze mną jest coś nie tak, czy może z moim związkiem?

Czy to normalne, że robiąc coś dla siebie zabieram ze sobą wparte mi poczucie winy, że zostawiam małego na 2 godziny pod opieką "niematczyną"? 


Ograniczyłam spotkania towarzyskie do naprawdę minimum. Nie, nie odrzuciłam znajomych - mam ich na treningach, w pracy, mam trzy wspaniałe przyjaciółki. Jedna z nich 3 miesiące temu została szczęśliwą mamą. Od tej pory nie udało mi się z nią zobaczyć, mimo że dzieli nas 300 metrów (dodam, że jestem otwarta i nadal czekam na to spotkanie). Co jest ze mną nie tak? 
Druga przyjaciółka miała to nieszczęście, że była zmuszona zmienić pracę i z codziennego widywania się pozostał nam właściwie kontakt telefoniczny i spotkanie raz w miesiącu. Trzecia z nich jest moją bratnią duszą od liceum, czyli już ponad 10 lat. Mimo, że rzadko się widujemy zawsze mogę liczyć na kilka słów otuchy. 


Dziś zebrało mi się na przemyślenia. Rozejrzałam się dookoła i stwierdziłam, że jestem sama. Bliskość przyjaciół i rodziny jest odczuwalna, lecz nie namacalna. Mąż jakoby odsunął się od moich treningowych wyczynów i totalnie nie czuję dumy w żadnym z moich bliskich. Co lepsze - nie oczekuję tego i nie oczekiwałam. Łatwiej było mi jednak robić coś dla siebie - wiedząc, że jest to dobre, fajne, że nikogo tym nie krzywdzę. Słyszę jednak, że moje dziecko "marudzi" kiedy mnie nie ma i bardzo mnie to boli. 

Czy to już czas zasiąść w bujanym krzesełku z herbatką i książką i się postarzeć?

Gdy w sercu leje się żal i jakiś rodzaj smutku treningi są bułką z masłem. Wszystko mi wychodzi, 
a cała gorycz przelewa się w pot. Jak mogę się poddać, gdy ruch jest moim lekarstwem na złe chwile, a zarazem dawką szczęścia, którą mam 2-3 razy w tygodniu?

Przeżywam chwilę zwątpienia i nie wiem jak się z niej wydostać. Dróg jest kilka po drodze jednak wskoczę na półmaraton do Warszawy i Runmageddon do Sopotu. Będzie dużo kilometrów przemyśleń. 

a Wy? Wątpiliście kiedyś w to co robicie?



PODPIS

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

KONKURS "FIT TO HIT"


Moim drodzy, z okazji tego, że Fitmaminka jako nowa Ja - kończę  2 lata bawcie się dobrze na konkursie z okazji moich urodzin !!

Pokaż samemu/samej sobie, że fit lifestyle jest cały czas na topie i zgarnij super nagrody.

Nagroda główna:

Pakiet startowy na wybrany bieg w SURVIVAL RACE
















Druga nagroda:

Pakiet startowy na bieg POGROM WICHRA 22.08.2015



Nagroda Trzecia:

Pakiet startowy na bieg 
Burpees RUN by Speed Cross Race 22.08.2015


WYRÓŻNIENIA:
Dla wybranych wyróżnionych zdjęć pakiet upominków przygotowała firma DOTSPORT.pl


REGULAMIN KONKURSU:


1             1. Organizatorem konkursu jest http://fitmaminka.blogspot.com i jest odpowiedzialny za prawidłowy przebieg konkursu.
2.    Konkurs skierowany jest do fanów fanpage Fitmaminka.
3.    Uczestnikiem w konkursie mogą być osoby pełnoletnie, które posiadają zweryfikowane konto na portalu facebook.
4.    Udział w konkursie jest bezpłatny.
5.    Konkurs trwa od dnia 2015-08-03 do 2015-08-15 do godziny 23:59.
6.    Wyłonienie i ogłoszenie zwycięzców nastąpi dnia 16-08-2015.
Zwycięzcy pakietów biegowych powinni się zgłosić jak najszybciej do wskazanego w wynikach sponsora. Zwycięzcy nagród dodatkowych proszeni są o zgłoszenie się poprzez wiadomość prywatną do Organizatora - do 3 dni tj do 19-08-2015, po braku zgłoszenia zwycięzca zostanie wylosowany ponownie.
7.    Zwycięzcy zostaną wybrani przeze mnie i sponsorów konkursu.
8.    Zadaniem konkursowym dla uczestników jest dodanie zdjęcia o tematyce „Fit to hit”. Dodatkowo w kilku słowach opiszcie siebie.
Zdjęcie dodajecie pod plakatem konkursowym na fanpage’u Fitmaminka.
Na zdjęciu powinien się znaleźć m.in.:
a) uczestnik konkursu
b) będzie mi miło, gdy na zdęciu pojawi się karteczka z napisem „Fit to hit”, jednak nie jest to wymóg. Będzie to oznaczało dla mnie, że zdjęcie było zrobione specjalnie na mój urodzinowy konkurs.
Uwaga! Bieg Pogrom Wichra oraz Burpees RUN by Speed Cross Race są biegami, które mają ściśle określony termin – jest to 22-08-2015. Nie ma możliwości zamiany nagród na inne, 
ani wymiany na nagrody pieniężne.
9.    Uczestnik może dodać tylko jedno zdjęcie w konkursie. Dopuszczalne jest tworzenie kolaży z max 3 zdjęć.
10.  Będzie mi miło, gdy zapoznacie się ze sponsorami konkursu, a im będzie niezmiernie miło, gdy polubicie ich fanpage. Adresy fp sponsorów będą dostępne pod postem konkursowym. 
11. Uczestnictwo oznacza akceptację regulaminu.
12. Udostępnijcie proszę plakat konkursowy.



FIT TO HIT!!


LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...