środa, 24 czerwca 2015

III OGÓLNOPOLSKIE ZAWODY AMATORÓW CROSSFIT

Tygodnie przygotowań, niemal szczytowa forma i satysfakcja po każdym treningu. Udało mi się nie opuścić żadnego od ostatnich kilku tygodni. Wtedy właśnie pojawił się problem z zatokami.
Pierwsza myśl - wypocić. Zwykle ciężki trening był moim lekarstwem na drobne przeziębienia - nie tym razem. Było gorzej. Czułam w kościach jak forma mizernieje i byłam zła na cały świat.

Nie mogłam jednak odpuścić, bo sama myśl o imprezie sprawiała mi radość. Pomimo, iż podczas zawodów choroba ewidentnie dała o sobie znać, a forma mocno zawiodła - nie żałuję startu.
Niestety założone cele będą musiały zostać spełnione następnym razem, ale jest kilka powodów do dumy.

Opolski Crossfit Red Wing zorganizował już trzecie zawody dla amatorów co raz to bardziej popularnego u nas crossfitu. Były to drugie, w których brałam udział i chyba najmniej szczęśliwe jeśli chodzi o efekt końcowy.

Jestem jednak dumna z siebie, że walczyłam do samego końca. Doping znajomych, jak i nieznajomych był na najwyższym poziomie. Atmosfera podczas zmagań i kibice niczym na meczu polskich siatkarzy. Naprawdę rzadko kiedy można spotkać się z tak bezstronnym i mocnym dopingiem jak na takiej imprezie.

Gdy zobaczyłam ciężary drugiej konkurencji mina mi zbladła. Moje barki czuły jeszcze nacisk czwartkowego treningu a ręce truchlały na samą myśl o przysiado-wyrzutach (thrusters).





15,20,30 i 40 kg... tego ostatniego w życiu nie podniosłam tym sposobem. Początkowo wstyd mi było podchodzić do ostatniego zmagania, kiedy to po 50 przysiadach ze sztangą moje nogi były jak z waty, a ręce przyciągała ziemia. Nie wiem co sprawiło, że jednak spróbowałam. Te głośne krzyki oddanych wszystkim zawodnikom kibiców, czy może obecność rodziców, którzy nawet mi - staremu koniowi dzielnie kibicują :)




Dałam radę! Podniosłam dwa razy i po "gwizdku" padłam szczęśliwa na ziemię. To był mój pozytywny punkt zawodów, gdzie zaskoczyłam sama siebie. I o to w tym chodzi. By w zupie porażki wyłowić ten mały smaczek :D





Dziękuję wszystkim za tą wspaniałą atmosferę. Na kolejnych zawodach może bardziej wszystkich zaskoczę, oby jednak choróbsko trzymało się ode mnie z dala!

PODPIS

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Sprawdź, czy jesteś chory/chora na crossfit.

Jakiś czas temu trafiłam na wypowiedź pewnej osoby, że teraz jakaś beznadziejna mania na zdrowy tryb życia się zrobiła. Wszyscy w koło dźwigają, biegają, jedzą sztejki i jeszcze śmią się tym chwalić. Wielbiący swą sylwetkę i hejtujący przeciętny tryb życia. Moim zdaniem, póki nie popadają w skrajności to moda jest zdrowa. 
Zdecydowanie wolę uśmiechniętych biegaczy, crossfitmaniaków i inne sportowe cuda na kiju, niż promowanie chlania do upadłego i MakSyfu.
Tego postu nie musicie traktować poważnie, ale tylko dlatego, ponieważ nie jestem lekarzem. Z lekcji biologii kojarzę pantofelki, makrofagi i budowę ryby, którą ogłaszałam przed całą klasą w szkole średniej. Nie dlatego, że nie interesowało mnie to. Dlatego, że stwierdziłam, że nie było mi to przydatne w życiu. Przydatność lekcji biologii w swojej nieprzydatności odczuwam dzisiaj. Chociaż nie do końca jestem pewna, czy wyniosłabym z lekcji to, o czym teraz chcę napisać. 


http://sd.keepcalm-o-matic.co.uk/

Zawsze czułam się lekko psychologiem, może dlatego, że oni umieli mnie wciągnąć w rozmowę jako niewielki odsetek lekarzy. Może dlatego, że oni, jako jedyni nie mieli wpływu na to, co robię, a na to, jak o tym myślę. 

Zaczyna się od tej obrzyganej do granic fit mody. Wszędzie w internetach przeskakują te pięknie umięśnione i wystylizowane Chodakowskie, Lewandowskie, Bukowskie,  i jeszcze kilka - ale tych takich lepszych, bo "amierykańskych". Telewizja dodatkowo kłamie, że można schudnąć w pół roku 50 kg po czym robić sobie zdjęcia z kielichami napełnionymi po brzegi lodami, masłem orzechowym i polewą czekoladową. Tak niby się straciło te pół tony i o nic nie trzeba się martwić. Kreuje te biedne dziewczyny na zadowolone ze wszystkiego. Kto tu ćpa?
Na mailu dzień w dzień kasuję "chudnięcie w ekspresowym tempie" czy też "magiczne tabletki z magicznych ziół". Odchudzamy, redukujemy na potęgę - weźmy więc pod uwagę, że dla tych magików liczy się tylko kasa w kieszeni. 

Niespełna rok temu znalazłam sposób na odzyskanie mojego ciała sprzed dwóch długich ciąż rok po roku. Moja tabletka nazywa się Crossfit. Poznałam tam naprawdę wspaniałych ludzi, otrzymałam wsparcie i profesjonalne treningi z wykwalifikowanymi ludźmi. Nikt tam nie wspomina nawet o odchudzaniu, to tylko jeden z efektów ubocznych, że ciało się zmienia. Nie powiem "chudnie", ale faktycznie zmienia. Powiem szczerze, że to wciąga. Kiedy widzę jak bardzo poprawiła się moja wydolność i siła podczas tego roku jestem dumna. Dlaczego więc crossfit może być naszą chorobą? Uważam, że nie są to treningi dla każdego, pomijając fakt, że ćwiczy go wiele osób, w tym nie do końca sprawnych fizycznie. Są momenty w życiu, kiedy powinno się powiedzieć stop.

Pierwszą zasadą jest konsekwencja. Posiadam. Uparcie osła niemal idzie z tym w parze. Spotkałam się niestety z osobami, które konsekwentnie chcą udowodnić swoją wyższość. Mogą więcej, bardziej, dalej i ciężej. Połowa z tych osób nie zna kompletnie podstaw technicznych. "To nic nie waży", "To wstyd nie założyć nic na sztangę" - zwykle widywałam ich po kilka razy i znikali z niewiadomych przyczyn. Urazy? Przeciążenie? Halo! Kręgosłup mamy jeden!
Warto zacząć od zajęć technicznych, gdzie dowiemy się po co tu jesteśmy i z czym "je się crossfit". Dla osób, które omijają te zajęcia Crossfit z reguły staje się przelotnym romansem - no chyba, że chcemy takiej wakacyjnej przygody. To naprawdę żaden wstyd stopniowo zwiększać stopień trudności i piąć się do góry jak to przystało. Jeśli chcesz od razu dać w tubę - idź się przebiec. Choć dam sobie głowę odciąć, że nie zaczniesz od zrobienia 10km w 40 minut. Dlaczego? Sprawdź i wróć do boxa :D
http://stylzdrowia.pl/
Za wszelką cenę. Gratuluję - o to w tym chodzi?

Druga zasada - umiar. Nie dajmy się zwariować. Codzienny trening stricte siłowy, czy trening HIIT* nie uczyni nas boginiami na salonach, nie wiadomo kiedy możemy zatracić się w crossfitowym transie nie widząc nic poza nim. Ciąża? Crossfit w ciąży odradzam osobiście. Szczególnie w III trymestrze - gdzie każde szarpnięcie sztangi niesie za sobą ryzyko uszkodzenia łożyska. Spotkałam się i z takimi kobietami, które nie wiadomo czemu szczycą się, że z wielkim brzuchem trzymają dzielnie 40-50 kg nad głową. Z mojego punktu widzenia jest to totalną nieodpowiedzialnością - szczególnie, gdy natrafiam na komentarze kobiet ćwiczących, które czerpią z takich przyszłych mam inspirację do nieprzerywania ćwiczeń wcale. (Jeśli ktoś mnie zna bliżej - wie skąd moje podejście do szanowania życia poczętego).
http://www.desafiofit.com/

Trzecia zasada - życie. Jeśli stwierdzamy, że ćwiczenia są dla nas wszystkim i są naszym "stylem życia" proponuję stanąć i zastanowić się czy aby sprawy nie zabrnęły za daleko.

Więcej o Crossficie: http://stylzdrowia.pl/618/

HIIT*  (ang. High Intensity Interval Training – trening przedziałowy o wysokiej intensywności) – forma strategii treningu fizycznego polegająca na przeplataniu krótkich okresów bardzo intensywnego wysiłku krótkimi okresami umiarkowanego wysiłku. Typowy czas trwania całego treningu HIIT wynosi od kilkunastu do dwudziestu paru minut. Zwykle nie przekracza jednak 25 minut.

PODPIS

wtorek, 16 czerwca 2015

Odżywki i suplementy dla wymagających - moja współpraca z MyProtein

Zwolennicy suplementów diety z pewnością znają markę MyProtein choćby ze słyszenia. Miałam przyjemność przetestować wybrane produkty i nadszedł moment, kiedy jestem już pewna, co chcę o nich napisać :)

Marka MyProtein jest od pand 10 lat liderem jeśli chodzi o innowacyjność produktową. Szczyci się niezaprzeczalną gwarancją jakości stosując się do zasad Dobrej Praktyki Produkcyjnej (Good Manufacturing Practice – GMP). W swojej ofercie na stronie można znaleźć ponad 350 produktów, co jest gwarancją, że nawet "wybredni" trafią na coś idealnego dla siebie.


Budowa strony sklepu internetowego jest bardzo przejrzysta. Możemy przejść od razu do działu jaki nas interesuje. Jeśli mamy dylemat co do doboru możemy skorzystać z intuicyjnych podpowiedzi, ponieważ strona dzieli swoje produkty ze względu na cele treningowe oraz rodzaj treningu.

Jako początkująca osoba w dziale suplementacji spędziłam przeglądając produkty długie godziny, ponieważ nie wiedziałam do końca, czego mi trzeba. Zawsze jednak mogłam liczyć na pomoc ekspertów i spytać o radę.

Jedyny minus, jaki dostrzegłam na stronie jest taki, że produkty nie są opisywane takim samym schematem. W prezentacji produktu wymienione są 3-4 główne zalety suplementów, Niektóre opisy nie zostały przetłumaczone. Po wejściu w produkt opis jest jeden w większości przypadków bardzo obszerny.








RECENZJA MYPRE od MYPROTEIN.

Pełny opis produktu od strony technicznej i zamówienie -->TUTAJ



  Bardzo długo zbierałam się do napisanie recenzji TEJ przedtreningówki. Być może dlatego, że bardzo długo zbierała moje zaufanie. Zastanawiałam się czy jest to produkt na pewno dla mnie. Przekonały mnie opinie innych osób i pomoc specjalisty. 

Produkt Mypre jest idealny dla osób, które przed treningiem potrzebują mocnego zastrzyku energii, a podczas niego chcą dać ze swojego ciała wszystko. Wręcz powiem, że jest stworzony dla osób, które nie biorą energii ze słońca, mało odpoczywają (nieśmiało powiem, że dla takich jak ja, jednak są pewne „ale” – o których później). Produkt poprawia koncentrację i osiągi, co sprawia, że z treningu na trening czujemy się jeszcze bardziej sprawni. Wersji smakowych do wyboru jest naprawdę sporo. Wybrałam smak cytrynowy sugerując się smakiem większości napojów „przed”, co w moim przypadku było bardzo zgubne. Nie ujmując nic znakomitemu działaniu MyPre smak cytrynowy nie jest doskonałym wyjściem. Mieszanka o zielonym kolorze o bardzo intensywnym zapachu cytryny (a właściwie kostki do wc cytrynowej) nie zachęca do picia. Kobiety dobrze zrozumieją o co mi chodzi (nie obrażając mężczyzn, którzy często sprzątają wc). O ile pierwszy raz był magiczny, bo czekałam na efekty, tak każdy kolejny (nie było ich wiele) był katorgą do tego stopnia, że ciężko było mi wypić porcję.
Na opakowaniu jest dokładna instrukcja i zalecenia jak wprowadzać MyPre do swojego menu. Zgodnie ze wskazaniami zaczęłam od jednej miarki by sprawdzić reakcję mojego organizmu. Skończywszy na dwóch i częstym wahaniem się przed przechyleniem butelki do konsumpcji. Nie zaprzeczam, że inne smaki działają podobnie, wręcz chciałabym spróbować arbuzowego, nad którym się długo zastanawiałam. Możliwe, że coś w składzie proszku tak na mnie działa.
Z moich obserwacji wynika, że produkt ma bardzo szybkie wchłanianie. Kilka chwil po wypiciu zaczynał mnie szczypać nos i zaczynały swędzieć stopy. Reakcję na podanie skonsultowałam dla pewności ze specjalistą, który stwierdził, że to normalna reakcja na składnik zwany „beta-alaniną”. Doczytałam, że powyższe skutki uboczne wiążą się z przedawkowaniem tej substancji - w moim jednak przypadku sama próba była przedawkowaniem, gdyż nigdy nie dostarczałam mojemu organizmowi tego typu rewolucji :) Niektórzy się w tym uczuciu lubują. Ja właściwie nie mam na ten temat wyrobionego zdania. Stwierdzam po reakcji mojego ciała, że suplement się "przyjął".


SKŁAD:



 Tak wygląda proszek po wrzuceniu do wody... smakowicie? :)





MYPRE ma cały szereg współdziałających ze sobą składników, dzięki którym osiągniesz więcej. Każda dawka złożona z 2 łyżeczek dostarczy Ci:

- MYPRE dostarcza czterech różnych rodzajów kreatyny. Dzięki temu poprawią się Twoje wyniki w powtarzalnym wysiłku krótkotrwałym, o dużej intensywności.
.
-zawiera specjalnie opracowaną przez nas mieszankę kofeiny i wyciągu z guarany 

-dostarcza 4g aminokwasów rozgałęzionych (BCAA) w stosunku 2:1:1 (leucyna, izoleucyna i walina).

-dostarcza kwasy pantotenowego, witaminy B6 oraz B12, niacyny i ryboflawiny, dzięki którym zwalczysz poczucie wyczerpania.

Co zauważyłam podczas treningu?
Trening zaczynałam zwykle około 30 minut po wypiciu specyfiku. Sprawdzony podczas godzinnego biegu (10km) trzymał mnie w formie cały czas (albo sobie to efektownie wkręciłam). W każdym razie mobilizacja organizmu i skupienie było odczuwalne między innymi w taki sposób, że nie zalewałam się cała potem jak po innych przedtreningówkach czy spalaczach tłuszczu. „Wydalenie” wszystkich złych emocji, potu, wody, resztek tchu… nastąpiło po około minucie spoczynku po treningu. Porównując swoje czasy biegu pomiędzy treningami z MyPre i bez – nie ma wielkiej różnicy. Z pewnością zauważyłam szybką regenerację w różnych fazach biegu, gdzie bez przedtreningówki z reguły siła i zapał miały tendencję zniżkową. MyPre zawiera spora dawkę biotyny, która zdecydowanie ma wpływ na równowagę psychiczną i odczucia podczas treningu. Składnikiem, który również działa na nasze pozytywne nastawienie jest kwas panteonowy. 

Czy polecam? Jasne. Dla wymagających i zmagających się z treningami HIIT. Jest idealny!

Drugim produktem, którego próbowałam było
Myprotein Impact Whey Protein - Niezdenaturyzowany koncentrat białka serwatki.

 Uznałam ten wybór za konieczną potreningówkę. Impact Whey Protein jest wytwarzany jedynie z najwyższej jakości koncentratu białka serwatkowego, co oznacza bardzo wysoką 82% zawartość białka. Mimo, że miałam do wyboru około 19-tu wybornych smaków zdecydowałam się na wersję bezsmakową. Bardzo lubię smak mleka i przyrządzałam mój białkowy napój właśnie na mleku. W sklepie dostępne są również krople smakowe, ale jesli chodzi o mnie było to zbędne. Po prostu nie chciałam pić przez miesiąc czekolady czy maliny, bo znając siebie smaki szybko by mi się zbudziły i posiłek w postaci białka byłby męczący i "mulący". Kilka razy dla urozmaicenia dodałam płaską łyżeczkę kakao.



Na stronie zwrócono uwagę na różnice pomiędzy wersją smakową, a neutralną:

"W przypadku większości wersji smakowych zawartość białek będzie niższa o około 3%, zaś w przypadku wersji czekoladowej o około 8%, z uwagi na dodatek kakao".

Spotkałam się z opinią, że bezsmakowe białko jest nie do przełknięcia. Opinia pochodziła od doświadczonego treningami mężczyzny i może stąd ta wybredność :) Mi smak "bez smaku" odpowiada idealnie i mogę polecić go wszystkim, którzy na co dzień lubią pić mleko. Warto dodać, że Impact Whey Protein nie wpływa wielce na smak napoju samego w sobie, więc popijam go po treningach z przyjemnością, zamiast ciepłego "kakałka". :)


Ponieważ z głównymi zaletami podanymi na stronie MyProtein w całości się zgadzam pozwoliłam sobie je skopiować i wkleić do podsumowania:
  • Ponad 80% białka w porcji
  • Rewelacyjny profil aminokwasowy
  • Najwyższa wartość biologiczna wśród białek
  • Idealnie buduje i regeneruje tkankę
  • Świetnie smakuje i łatwo się miksuje


Jedyny minus to fakt, że w kilogramowym opakowaniu nie dokopałam się do łyżeczki. Niestety jej tam nie ma. Będąc matką mam tą przewagę, że posiadam mnóstwo miarek z mleka dla dzieci, które mają około 4.8g, więc całkiem łatwo było mi odmierzać porcje do shakera (choć przyznam, że była to niezła zabawa na początku).

Po spożyciu białka nie zauważyłam żadnych skutków ubocznych, mogę polecić ten suplement każdemu, kto ćwiczy i chce uzupełnić swoją dietę w aminokwasy. 



Jestem bardzo zadowolona z owocnej współpracy. Suplementy MyProtein bardzo mi odpowiadają i z pewnością zagoszczą w moim domu na dłużej.


Swoje zamówienie możecie złożyć na stronie MyProtein <--- klik!
Niedługo pojawią się nowe recenzje :)

MyProtein znajdziesz też na Facebooku - MyProtein Facebook

Oraz na Instagramie :)  https://instagram.com/myprotein/


PODPIS

środa, 3 czerwca 2015

RUNMAGEDDON REKRUT MYŚLENICE. Było Piekło!

Na swój debiut czekałam długo. Na początku tylko podziwiałam filmiki ze zmagań innych uczestników, co raz to bardziej nakręcając się na własny start. Nagle, chyba raczej spontanicznie - stało się. Kliknęłam "zapisz" i biadoliłam skąd to ja wezmę na to kasę. Potem długo myślałam, co ja bym mogła za te pieniądze kupić sobie, dziecku - a wolę wydać na zmieszane z potem błoto. Bynajmniej SPA. Później zostało tylko odliczanie dni i kilka treningów pod kontem błotnego hardcore'a.

SOBOTA 30-05-2015

Miałyśmy do pokonania ponad 200km, ale w ten dzień nic nie było w stanie nas zniechęcić. Narastająca adrenalina poszerzała nam uśmiechy na twarzach, bo zaraz miałyśmy się dowiedzieć co czeka nas na trasie. Adrenalina mieszała się czasem z drobnym lękiem pod tytułem "a co jeśli"...- nie dam rady, coś sobie zrobię, wyzionę ducha, spadnę, utopie się, przestraszę się czegoś.. Nic z tych rzeczy nie miało jednak miejsca :)



fot: Alex P.

Na samym początku ustawiliśmy się w wielkiej kolejce, by odebrać nasz pakiet startowy. Czasu zostawało niewiele, więc sprytnie wślizgnęliśmy się na przód kolejki. Ekipa Runmageddon i zawodnicy jak widać pomagają nie tylko w przeszkodach na trasie :) Do kolejki też chętnie wpuszczają i to na sam przód ! Numery na twarzy, by być lepiej widocznym i heja na trasę!

Przed tym uzupełniłyśmy żołądki elektrolitami i po krótkiej rewii mody na trawniku byłyśmy gotowe na bieg!

fot: Alex P.

fot: Alex P.

fot: Alex P.

fot: Alex P.

fot: Alex P.

fot: Alex P.

Pierwszą godzinę biegu pokonywaliśmy przez leśne góry. Błoto rozmazywało nam się między palcami, na spodniach i twarzach. Strumyk górski ochładzał nas co kilkadziesiąt metrów. Nie ukrywam, że pierwsze spotkanie z nim było okrutnie nieprzyjemne. Poczułam jak woda i muł napływa do moich lekkich jak dotąd butów i wiedziałam, że już nic nie będzie takie jak przedtem. Na szczęście po krótkiej chwili ciężaru butów nie było czuć, a my z niecierpliwością ześlizgując się na tyłkach po hałdach błotnych wypatrywałyśmy kolejnego strumienia bądź rzeczki - idealnych na ochłodę między biegiem a przeszkodą. Były miejsca, gdzie nie byłam do końca pewna swojego bezpieczeństwa. Człowiek jednak w sytuacjach ekstremalnych myśli zupełnie inaczej. Obudził się we mnie instynkt przetrwania i za wszelką cenę pokonując kolejną trudną przeszkodę chciałam ocalić jak najwięcej swoich nóg, rąk...życia :D

fot.: A-MAX

Ściany wspinaczkowe były tak wysokie, że gdyby nie drużyna nie dałabym fizycznie rady do nich sięgnąć. Mój wzrost przydał się podczas zmagań z czołganiem, czy liną, jednak do pokonania 3 metrowej ściany to zbyt mało!

fot: A-MAX



fot: Alex P.

Tuż przed metą zawodników skutecznie zatrzymywała drużyna Highlanders Beskidy, jedyna żywa przeszkoda na trasie Runmageddon. Kiedy tylko ją minęliśmy...

fot: Alex P.

fot: Alex P.

Wbiegłyśmy po medale i radośnie pomaszerowałyśmy pod ZIMNY prysznic. Trudno, nie było ciepłego, ale i tak było nam wszystko jedno :)
Drużyno moja - DZIĘKUJĘ!

CHCĘ WIĘCEJ!!

CHCĘ JESZCZE RAZ!

Jeszcze kilka fotek znajdziecie na INSTAGRAMIE


PODPIS

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...