niedziela, 9 października 2016

O co chodzi z tymi skarpetami kompresyjnymi?

Biegam od 3 lat. To "zawodowo", to rekreacyjnie. Wciągając się w ten sport co raz mocniej zaczęłam zwracać uwagę na stroje biegowe. Kiedyś nie sprawiało mi różnicy obuwie, spodenki, skarpety, czy koszulka w której biegnę. Wraz z upływem czasu i poszerzania mojego pola biegowego stwierdziłam, że chcę być równie profesjonalna i przyjrzałam się biegaczom, którzy mnie mijali. 

Z pewnością strój biegowy jest sprawą wielce istotną, jeśli chcemy biegać komfortowo. Nie istotne stało się, czy biegnę dla zabicia nudy, czy w grupie, czy startuję w kolejnym biegu z przeszkodami. Tutaj pole porównawcze jest wielkie. Bieganie samo w sobie dla wielu jest dyskomfortem, bo mimo, że obracam się w gronie sportowców, niewielu z nich naprawdę lubi biegać. Dlatego tak ważne jest wygoda i komfort użytkowania, gdy dobieramy strój sportowy. 

Biegamy dla zdrowia, dla poprawy kondycji, żeby schudnąć, żeby pozostać w formie, a także dla samego treningu. W każdym z tych przypadków warto zadbać o komfort i strój, który zapobiegnie częstym dolegliwościom biegaczy. Najważniejsze chyba to unikanie urazów, których częstym powodem jest niewłaściwy strój. Złe obuwie (brak amortyzacji), a przy tym pierwsze lepsze skarpety z szuflady.

Jakiś czas temu zainwestowałam w porządne skarpety do biegania. Z początku zwykłe, za kostkę, jednak w dalszym ciągu podczas dłuższych biegów miałam problemy z zakwasami i długą regeneracją mięśni po biegu. Skusiłam się więc na kompresy. Testowałam je chyba w każdych warunkach - od biegów na około własnego domu, po biegi ekstremalne. Jakie są efekty?


Z pewnością zapewniają odpowiednią cyrkulację krwi, eliminują mikrowstrząsy utrzymując mięśnie łydki w "jednym miejscu". Warto tu odnieść się też do żylaków, które eliminuje się właśnie poprzez ucisk (pończochy uciskowe, bandaże, które wspomagają pracę żył). 

Skarpety kompresyjne zostały stworzone do uciskania naszych pracujących mięśni w taki sposób, aby zmniejszać ich wibracje oraz równo rozprowadzać ciśnienie krwi w naszych kończynach, przez co także pozytywnie wpływać na ich ukrwienie. Dzięki takiemu działaniu nie męczymy tak szybko mięśni, ograniczając ich skurcze oraz minimalizujemy ryzyko wystąpienia zakwasów.  Zauważyłam, że bardzo częste skurcze łydek, które towarzyszyły mi podczas biegania ustały. Jeszcze nie wyeliminowałam ich całkowicie, jednak jest znaczna różnica. Warto dodać, że biegając w kompresach czuję stabilizację w okolicach ścięgna Achillesa oraz wzmocnienie na łuku stopy przez chociażby fakt, że skarpeta trzyma się stopy bardzo mocno. Skarpety kompresyjne są bardzo uniwersalne. Można je stosować w wielu dyscyplinach sportu jak bieganie, triathlon, jazda na rowerze, fitness, piłka nożna, nordic walking, sporty outdoorowe.

https://www.360sklep.pl/compressport-fullsocks-v2-1-skarpety-kompresyjne



Jedynym minusem jest sam rytuał zakładania. Często wprawia mnie w niemały wysiłek i czuję się po założeniu jak po dobrej rozgrzewce. Jednak minusy, które wynikają z elastyczności i potrzeby ucisku na stopę niosą ze sobą tylko plusy. 

Jak już decydujemy się na zakup skarpet kompresyjnych warto wziąć pod uwagę wzrost, wagę i obwód łydki, ponieważ tylko dobrze dopasowana skarpeta spełni w 100% funkcję, do której jest przeznaczona. 









PODPIS

środa, 16 marca 2016

Nowy level blogowania. Rzygam tęczą.

Tytuł może lekko przesadzony, ale na tapetę biorę dziś niespełnione sieciowo osoby, które w akcji desperacji jak domniemam szarpią wszelkie sposoby, byście mogli wejść z buta w ich życie. Oprócz tego macie okazję niemal polizać szpinaku z talerza, przymierzyć wkładki do biustonosza dzięki którym sportowiec pozornie miewa cycki oraz może poczuć zapach porannej toalety, lub choćby usłyszeć jej odgłosy :)

Blogowanie wchodzi na nowy level. Zdecydowanie jest to widoczne u osób, które bardzo dużo inwestują w swoją formę, a czasem też biorą pod opiekę formę innych. Blogowanie niegdyś ograniczało się do przeróżnych wpisów - poczynając od takich, gdzie piszemy co gdzie i po co, komentując czyjeś zachowanie a kończąc na profesjonalnych artykułach na tematy nam znane (czasem bardzo czasem jest to kompletnie beznadziejne dziamganie o kotletach, których w życiu nie usmażyłyśmy).

Obecność w sieci weszła na wyższy plan, co oznacza często zacieranie się słowa pisanego, dla którego przecież niektórzy nazwali się blogerami i stworzyli bloga. Ludzie chcą jednak efekty namacalne, których słowem pisanym szanująca się postać nie jest w stanie opisać. Wstawiamy więc krótkie filmiki na instagramie, częściej na specjalnym koncie na Youtube, co by dowieść, że nasza praca i wysiłek nie jest fikcyjny. 

Co jest w tym fajnego? Przecież wszystko to możemy zobaczyć w specjalnych programach (o gotowaniu, o szyciu, o podróżach, czy sporcie), albo gazetach. Myślę, że ta autentyczność i brak celebryzmu (jeśli można tak to nazwać). Ludzie chcą widzieć jak zwykła Jadzia z małej wioski robi kaloryfer na brzuchu a przy okazji sprząta gotuje i zajmuje się dziećmi, bądź ma dwa etaty. To ich motywuje. To również zmotywowało mnie, kiedy zaczynałam.

Parcie na szkło...

Czasami jednak blog gwiazdy chcą być ON TOP do obesrania. Wybaczcie tu słownictwo, ale kiedy samo blogowanie nie wystarcza, włączamy fanpage na facebooku, które naprawdę w wielu przypadkach wyglądają schludnie i miło. Część blogerów jest wręcz do tego stworzona i mimo, że wrzucają swoje chwały i żale 3 razy dziennie chłonę ze świecącymi oczami.
Szala tęczy się przelewa kiedy widzę jak ktoś chce za wszelką cenę zbawić świat. Pierwszą osobą jest Ewa Chodakowska i chyba tylko ta osoba nie wywołuje u mnie efektu "rzygam tęczą". Pomaga wielu osobom, pomogła po części i mnie. 

Czy ja pomagam komuś swoim blogowaniem? Znam osobiście kilka przypadków, które policzę na palcach jednej ręki. Inne przypadki nie są mi znane, choć mam nadzieję, że istnieją, bo taki był zamysł. Nie mam jednak tak wielkiego parcia, by uczyć ludzkość gotować, czy wskakiwać na crossfitowe pudło. Nie mam do tego kwalifikacji, predyspozycji i nie mam prawa niszczyć Polsce kręgosłupów, a tak właśnie się dzieje, kiedy oglądamy vlogi i robimy ćwiczenia na własną rękę w domu, bo... "Kasia z Youtuba tak robi i żyje". 

Czemu nigdy nie nakręce vloga? Nie mam ochoty gadać do Polski z rozbebeszonej pościeli z tłustym włosem. Nie mam ochoty rozgrzebywać ziemniaków na talerzu, by ludzkość mogła poczuć smak mojego obiadu, nie wejdę także z kamerą do szafy, by pokazać czytelnikom kolekcję moich stringów. Co zrobi bloger, kiedy już rozgrzebuje fusy z kawy, wsadzi kamerę do każdej szafki? Będzie wsadzał kamerę do porfela albo w majtki, bo oglądalność nigdy nie jest on top.

Jak daleko może posunąć się osoba w sieci, by mieć oklaski?

Można pośmiać się ze słabszych. Najlepiej ludzi pokroju swoich podopiecznych, na których miejscu był każdy z nas. (mówię tutaj o ostatniej sytuacji, gdzie miss świata kulturystyki sylwetkowej wyśmiewała się z debiutantów narażając te biedne istoty nie tylko na komentarze na temat ich formy, ale fryzury, cellulitu, czy ogólnego wyglądu twarzy). 

Można stworzyć sobie hejtera i odpowiadać na wyimaginowane wiadomości od fanów.

Można nie przyjmować krytyki i otoczyć się gronem dupolizów, którzy staną w Twojej obronie nawet jeśli będą musieli użyć słownika JP by wypowiedzieć się z klasą. 

Znam jednak wiele przypadków, w których bloger czy osoba, którą obserwuję mogłaby zrobić dosłownie wszystko, a będzie mi bliska :)




ps. wszelkie podobieństwa są przypadkowe i oficjalnie proszę o nie zgłaszanie kandydatur do tęczowego blogowania. 




PODPIS

poniedziałek, 7 marca 2016

Czas zacząć sezon MUD MAX 19 marca Trójmiasto !

Bałam się, że nie będę miała co ze sobą zrobić przez te zimowe dni, od ostatniego startu minął już ponad miesiąc więc stwierdzam z pełnym pozytywem, że czas płynie szybciej niż mi się wydaje.

Co teraz?

19 marca na wcześniejsze powitanie wiosny rozpoczynam sezon pełną parą biegiem MUD MAX

7 km - błota, bagna, trawersów, zbiegów, podbiegów, rzeczek i przeszkód specjalnych Mud Max.
Trójmiasto zawita naszą drużynę z uśmiechem na twarzy :D


Jakie przeszkody czekają na uczestników? Z częścią na pewno miałam już do czynienia, ale podejrzewam nową odsłonę i nowe, świeże emocje !



Triceratops

Osiem metrów prawdziwego wycisku dla Waszych tricepsów i nie tylko! A na dole? No właśnie, będziecie musieli zrobić wszystko, by nie znaleźć się na dole


Oponka

Przeszkoda numer trzy - OPONKA. Jeśli macie własną, to po tym zadaniu z pewnością ją zgubicie! 

Pieszczocha

Lubicie pieszczoty? Jeśli tak, to poznajcie... PIESZCZOCHA. Elektryzujące doznania gwarantowane i to przez całe 10 metrów zabawy...


Dzwoneczek

Słodka nazwa, prawda? Zadanie też wydaje się banalne. Ale takie nie będzie! Musicie wspiąć się po siedmiometrowej linie i uderzyć w zawieszony dzwoneczek. 


Wieszak

Jak tam u Was siła w rękach? Tak się składa, że przyda się przy tej przeszkodzie. Powodzenia!

Nurek

Przejście pod beczkami w rzece to zadanie łatwe i przyjemne, a przy okazji orzeźwiające! Szczególnie po kilku kilometrach biegu...
To tylko część atrakcji, która czeka na zawodników, do tego sama lokalizacja biegu daje organizatorom znakomite pole do popisu. 
Zaczynamy odliczanie...zostało 12 dni ! Do zobaczenia na mecie ! :)

PODPIS


niedziela, 24 stycznia 2016

To nie koniec świata, to Runmageddon.

"ZaZimno"
"ZaWcześnie"
"ZaDaleko"
"Zabiję Cię"

Przedstawiam wam siebie - Fitmaminka, mama 3,5 latka. Prowodyr i sprawca zejścia do mroźnych piekieł.



Czyli żadnego "przeciw" w dzień startu !

Te kilka wstawek, słychać było niczym dobry beat z rana od mojej kochanej drużyny. Niczym to się miało do ACDC, które jeszcze wczoraj brzmiało w głowie. Charyzma, siła przekonywania i charakter wciągnęły ich w moje szpony i nakazały ubrać tyłki (do tyłków i SPA wrócę później). Poważnie przez pierwsze dwie godziny obawiałam się o swoje zdrowie i rzucałam okiem, czy któreś z nich nie targnie się na moje życie :)

Sama dzielnie udawałam, że nie przejmuję się temperaturą (-12 stopni) i z zaciśniętymi zębami trzymałam uśmiech i chyba sama siebie próbowałam przekonać, że jest fajnie. Gdy otwieraliśmy bramę wyjazdową z garażu czułam się, jakby właśnie był pierwszy dzień końca naszego życia. Mróz był wręcz namacalny przez szybę. Powietrze stało w miejscu a wypowiadane słowa niemal wypisywały się w powietrzu i łamały spadając lodowym hukiem o ziemię!
W myślach kocyk, herbatka z cytryną, a w żołądku zaczęła tańczyć jajecznica z bananem. Poprzednie edycje nauczyły mnie, by nie jeść do śniadania obiadu na zapas, bo żadna z tego energia się nie tworzy, jedynie obcy w żołądku po pierwszych dwóch kilometrach. 

Kilka chwil później szłam oddać rzeczy do depozytu, klimat wojskowy wymusił na nas równy kłus po śniegu. Kiedy moje stopy przestały mieć kontakt z ziemią, a siatka, którą trzymałam w dłoni bezwładnie spadała na ziemię - odczułam, że nie robimy nic normalnego. Straciłam czucie w palcach 5 minut po opuszczeniu auta. Lecz, kto normalny biega w ten sposób przy tej temperaturze? Ba... jeszcze wydaje na to ostatnie grosze z wypłaty?

Przed samym startem uratował i rozgrzał nas ciągły ruch i taniec. Na linii startu miałam ochotę oskubać Bartka z kasku i futra, ale jego francuskie "R" rozgrzewa lepiej niż grzane piwo ze strefy GASTRO (podgrzewane w dzbanku elektrycznym), także czucie we wszystkich 20 palcach powróciło i mogliśmy wystartować z uśmiechem na ustach. Hotbucket challenge przed samym startem utwierdził mnie w przekonaniu, że jest mi cieplej niż śmiałkowi, który sprzedał swoją ciepłotę za koszulkę techniczną ze sklepu. Kiedy publiczność złożyła usta w zdziwienie, a okoliczne niedowiarki zamachiwały się w znak krzyża nad śmiałkiem - chłopak śmiało wyruszył w zimowe piekło i dotarł dzielnie do mety!


tuż po !

 Tuż przed :)




Z cyklu w co się ubrać podpowiedź była prosta - "Castorama Bejbe" także sponsorem moich odmarzniętych palców jest właśnie ta sieć sklepów. Podziwiam budowlańców pracujących w cienkich rękawiczkach na mrozie. Tyłek ogrzały mi super ciepłe legginsy (i kilka pomocników na trasie). Wielki ukłon dla #nessi za porty!



Znów nie było przeszkód niepokonanych. Spryt i logika powinny być kolejnym hasłem przewodnim biegów Runmageddon, zaraz po "Siła i Charakter", które są niepodważalnie podstawową cechą startujących biegaczy. Gdy ujrzałam oblodzoną linę nawet nie próbowałam nerwowo trzymać jej rękami, udowodniłam jednak sobie, że wszystko jest możliwe, a chcieć to móc. (Przeczytałam kiedyś, że jak nie wolno, a bardzo się chce - to można) :)

Czego nauczył mnie zimowy Runmageddon?

1. Pod czołgiem zmieści się przeciętny śmiałek o regularnych kształtach. Co mi utkwiło w pamięci? Pod każdym leżały żołędzie. Było sucho i ciepło, a w dalszym ciągu nie wiem jak jest na górze czy w środku.

2. Żargon wojskowy jest mi nadal obcy, jednak determinacją i siłą woli znów udało mi się pokonać przeszkodę mentalną zgadując co autor miał na myśli. 

3. Wstąpić w szeregi wojskowe można strzelając z broni za pierwszym razem w sam środek tarczy, przez te kilka sekund odczułam powołanie w wojskowe szeregi i przyznam szczerze, że nie polemizowałąbym, bo sądzę, że świetnie odnalazłabym się w tej roli!

4. Morsowanie jest niczym w porównaniu z umoczeniem się w kontenerze z lodem. O ile nie spodziewałam się takiej przeszkody podczas śnieżnej zimy, o tyle nie wahałam się ani sekundy, by umoczyć tyłek w tej brei.
Tutaj powinnam zaznaczyć, że redukcja laserowa cellulitu za 199zł to wspaniała oferta, którą powinny przemyśleć osoby, które inwestują w plastykę ciała. Proponuję serię zabiegów - kolejny już 9 kwietnia na Śląsku. 

5. Ślizgawka rewers powinna być puszczona na ekranie kinowym w wersji SlowMotion. Oskar w kategorii komedia gwarantowany.

6. Jak nie wiesz o co chodzi - uciekaj. Nie ma co łapać oddechu w namiocie wojskowym. Po nawdychaniu się dziwnych oparów, tuż przed linią mety zaczęli mnożyć mi się w oczach żołnierze. 

Czego oczkuję od następnych edycji?

1. Zapasowych sznurówek w pakiecie startowym, to jedyna rzecz, którą regularnie tracę.
2. Takich uśmiechów jakie miała moja drużyna po biegu. Fajnie usłyszeć "dzięki" po wspólnej zabawie!
3. Co ja ze sobą zrobię do kwietnia? Zorganizujcie mi czas :D





piątek, 8 stycznia 2016

Sekta Crossfit zło czy zbawienie?

Poprawiam fryzurę, a właściwie upinam i wtykam jakieś żelastwo żeby mokre po treningu włosy nie wpadały do oczu. Rzucam w kąt biustonosz, żeby nie zabił mnie podczas podciągania, czy burpeesów. Zbędny balast w biuście poruszałam już w osobnych postach, więc jest szansa, że moje własne cycki nie będą mi przeszkadzały podczas machania sztangą, pod warunkiem, że upchnę je w dobrym topie. Pakuję koszulkę, buty, skarpetki, wodę, sprzedaję buziaka Trzylatowi i życzę mu kolorowych snów. Zamykam za sobą drzwi. Second life zaczyna się za 3...2...1...




Za kolejnymi drzwiami wszyscy mogliby mieć jeden kolor butów, spodni, koszulek, bo niczym się nie różnimy.  Momentalnie zanika nawet 20 letnia granica wieku, grzecznościowe zwroty typu Pan Pani, czy stopnie pokrewieństwa. W crossfitowych "boxach" wszyscy stanowią wszechobecną spójność, gdzie mamy tą godzinę - dwie dla siebie, by wypruć z siebie flaki. Umiejętności siła i kondycja (lepsza) rówieśników ciągnie Cię ku lepszym wynikom, a jeśli to Twoje skille są lepsze, jesteś tym, którego każdy chce dogonić. Nikt nie pozwoli Ci w siebie zwątpić, przystanąć - jesteś tu, bo masz w sobie siłę, którą zaraz poczujesz. Tutaj pojawia się rywalizacja, jednak jak to w szanującej się grupie - zdrowa, wesoła rywalizacja, która pokaże Ci Twoją pozycję w szeregu. Czasem będzie to pierwsza, czasem...druga od końca. Nie istotne. Masz gwarancję, że nikt za Twoimi plecami się z Ciebie nie zaśmieje. 

Słownik języka polskiego i kulturalnej poprawnej polszczyzny krosfiterzy zostawiają w domu. Dlaczego właściwie tak się dzieje? Czy to totalny brak kultury? Pomijając przerywniki, które każdemu z nas się zdarzają, to w tej kwestii moją myśl zrozumieją tylko Ci, którzy lubią się na sportowo sponiewierać. Wyobraź sobie teraz jeden z najmocniejszych WOD-ów (Workout of a Day), gdzie nie jesteś w stanie wziąć porządnego łyka wody, bo zwyczajnie masz taką zadyszkę, że nie potrafisz wstrzelić się z wodą między oddechami, jakby to wymagało co najmniej nadprogramowego wysiłku.  Dodatkowo spotykasz się wzrokiem z innymi ćwiczącymi dając do zrozumienia, że koniec (Twój) jest blisko. Mimo, że spojrzenie mówi samo za siebie (jesteśmy "rodziną" wiemy o co kaman), to po prostu choćby ruchem warg wypowiadasz jak bardzo jesteś sponiewierany. 
"Ledwo żyję, ten workout dał mi taki wycisk". Niestety, jeśli należysz do sekty nie będziesz w stanie między seriami wypowiedzieć tak skomplikowanego zdania. I właśnie wtedy łacina i rzucenie przysłowiowym mięsem wystarczy, żeby opisać Twój stan.

"Japierdole" - w 80%
"okurrrwa" - w 15%
inne stanowią procentową resztę. 

Będąc w sekcie crossfit jesteś w tak wielkim komforcie, że liczą się ludzie i miejsce, bez względu na resztę. Nie zależy Ci na pachnącej usłanej błyszczącą matą siłowni, najnowszym sprzęcie. Zapomnij także o ulubionym love hicie w słuchawkach - to nie pilates Twojej ciotki. Sprzęt do ćwiczeń jest odpowiedni i jest go odpowiednio dużo, żebyś mógł wykonać trening.

Ludzie w boxach to znakomici trenerzy, przyjaciele i dobrzy słuchacze. Możesz się od nich wiele nauczyć a także oni wiele nauczą się od Ciebie. Nie mówię tutaj konkretnie o samym crossficie, ale box to miejsce, gdzie tracąc siły nabieramy ich, na kolejny dzień, tydzień, miesiąc... Przede wszystkim dzięki tej społeczności, bo przecież większość z ćwiczeń można wykonać samodzielnie w domu, garażu, nawet w terenie. Jednak, nie o to w tym chodzi :)





PODPIS

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...