środa, 29 kwietnia 2015

Bieganie? Żartujesz sobie?

Bieg. Da Ci w twarz, sponiewiera i wyzionie z Ciebie siódme poty. To On decyduje o Twoim oddechu, rytmie i humorze. Ten trud sprawia Ci przyjemność i przynosi nowe cele i dylematy. To on na koniec wynagradza Ci ten cały włożony czas i wysiłek! 


„Bieganie, to nie moja bajka” – zawsze tak myślałam i dodatkowo omijałam wszystkie treningi, który mogłyby mieć choć zalążek biegu. Nie wiedziałam wtedy, jak można ugryźć ten rodzaj treningu, by sprawiał przyjemność. On nie sprawiał przyjemności, przysparzał oczywistą i obowiązkową katorgę. Za dawnych czasów, kiedy element biegowy rozpoczynał mój każdy dzień na obozie sportowym starałam się robić wszystko, by tylko się skończył. Jak już zostałam siłą wyciągnięta przez trenera potrafiłam chować się w krzakach i wybiegać co drugie kółko z ukrycia (zresztą.. nie byłam z tym sama). Najgorzej było, kiedy nie mogłam się ukryć, a przebiegane kilometry wydawały się nie mieć końca. Bieg po plaży wspominam jako jeden z najgorszych. Niekończące się kilometry, suchy zapadający się piasek i parzące słońce. Do czasu.

sobota, 25 kwietnia 2015

CROSSFIT to nie pluszowy miś...:)


Moja przygoda z crossfitem w miarę ładnej pogody rozkwita. Zimą byliśmy ograniczeni "boxem" do ćwiczeń, dziś możemy sięgnąć po ćwiczenia poza pudłem :)

W piątek byłam pierwszy raz na treningu przygotowującym do Runmageddon. Bawiłam się świetnie, zmęczyłam się bardzo, jednak klimat i ludzie dają największą siłę i wolę walki.

Zaczęłam się wgłębiać w tajniki tego przedsięwzięcia i zachorowałam na start w imprezie.

Pierwsza, w której mogłabym się sprawdzić jest 30-05-2015 w Myślenicach. Tylko 6 km biegu, co mnie pociesza, 30 przeszkód co mnie nastraja dreszczykiem fajnych emocji :) Koszt imprezy jednak jest znaczny, ale zobaczymy jak sprawy się potoczą!

O wydarzeniu i rywalizacji jaką jest Runmageddon można poczytać na ich oficjalnej stronie https://www.runmageddon.pl/


Z pewnością treningi przygotowawcze będzie trzeba urozmaicić o liczne przeszkody i przenieść się na poligon gdzie będzie to możliwe. Mimo małego miasta, jakim jest Opole, pole do manewru jest dość obszerne :)

O przygotowaniach będę pisała niedługo więcej. Póki co szukam powoli solidnego ubioru na takie warunki biegu. Musi być termoaktywnie, wygodnie, minimalistycznie. Biorąc pod uwagę porę roku, zimno nie powinno być. No i buty... chyba trzeba pogrzebać w szafie i wybrać jakieś dobre, ale jednocześnie takie, do których nie czuję specjalnej miłości, bo zapewne skończą w błocie !





PODPIS

wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozwiń swoją sportową pasję.

Rozwiń swoją sportową pasję.
Jakiś czas temu z koleżankami rozmawiałyśmy o naszych pasjach. Z pozoru wydaje nam się, że każdy robi coś dodatkowego, w czymś jest dobry, najlepszy. Zastanawiałyśmy się, skąd mamy wiedzieć, że jest to coś, co chcemy robić, a prze
de wszystkim to, w czym możemy czuć się lepszym niż inni?

„Każda pasja może pokonać nawet największą katastrofę”
Andrea Anastasi.

Poznaj siebie.
Nie ma sensu robić nic na siłę. Zawsze wiedziałam, że najlepiej czuję się w ruchu, jednak bardzo długo szukałam (może cały czas szukam) czegoś, co będzie mi wychodziło dobrze i doda trochę adrenaliny oraz dobrego samopoczucia. Jako 13-latka zaczęłam trenować karate kyokushin. Zarazili mnie sąsiedzi, którzy trenowali całą rodziną. Czułam wtedy, że jestem w miejscu, w którym powinnam być, a treningi zajmowały mi cały czas, który pewnie spędziłabym na głupotach. Mimo, że trenowałam 3-4 razy w tygodniu szkoła i nauka nie stanowiły dla mnie problemu. Od zawsze wiadomo, że im więcej człowiek narzuci sobie obowiązków, tym bardziej będzie musiał poukładać swój dzień, dlatego we wszystkich sferach szło mi super. Fascynacja karate trwała 6 lat. W tym okresie poznałam wspaniałych ludzi, nawiązałam do dziś trwające znajomości i przyjaźnie. Stawałam się co raz lepsza i uparcie dążyłam do celu. Na podium mistrzostw Dolnego Śląska (w tym na najwyższym szczeblu) stawałam wielokrotnie. Raz w mojej karierze udało mi się naznaczyć swoją obecnością podium mistrzostw Polski. Dopóki czułam się dobra w tym sporcie nie widziałam nic poza tym.
Moją pasję przerwała wielka miłość, która z miesiąca na miesiąc po klasie maturalnej stawała się dla mnie priorytetem. Odpuściłam treningi i skupiłam się na niej. Z perspektywy czasu była to dobra inwestycja, gdyż moja wielka miłość jest od 3 lat moim mężem, a 3 letni Wojtek po dziś dzień ogranicza mi wesoło mój treningowy czas.
Po drodze próbowałam basenu, siłowni, strzelania z łuku, jazdy konnej, bardzo popularnej Zumby, jednak nic nie porwało mnie do tego stopnia, by się w tym zatracić. Do czasu… kiedy zostałam matką i wiedziałam, że chwile sam na sam ze sobą muszą być dobrze zainwestowane.
Później poszło…biegi, Chodakowska, aż w końcu trafiłam do boxa gdzie sztangi, pudła i drążki zawładnęły moim sercem. Fascynacja Crossfitem trwa już 9 miesięcy, a ja staję się co raz lepsza, pokonuję bariery wytrzymałości i udowadniam samej sobie, że DA SIĘ!

Czasami swojej drogi trzeba szukać całe życie, może moja przygoda z Crossfitem to tylko przystanek, choć na ta chwilę wiem, że posiedzę na nim dłużej.
A Ty w jakim stoisz miejscu ? 

PODPIS

czwartek, 16 kwietnia 2015

Największym sukcesem jest przezwyciężenie samego siebie.



Wchodzisz na siłownię... błyszczące topy i czerwone szminki. Phi. Modeling nawet tutaj? Myślałaś, że
w tak "śmierdzącym" od potu mężczyzn miejscu zabraknie ładnych zadbanych "dziuń"?
Patrzysz niżej... smukłe nogi, fajna pupa zarys mięśni. To już FitDziunia. Typ kobiety uroczej, która
o siebie dba. Ja w rozciągniętym t-shircie, białych adidaskach i związanych włosach (wcześniej wyczochranych przez dziecko) zasiadam na rowerku i oglądam... Czuje się jak rudy szczur wśród gangu kocic. Zaczynają się gapić. No nic. Tylko co ja mam właściwie ze sobą zrobić? Popedałować, pobiegać. Robię wszystkiego po trochu i wychodzę. 
Wchodzisz na basen... Tor dla szybkich pływaczy mijasz wielkim łukiem, bo przecież nie będziesz przeszkadzać w ćwiczeniach pływakom. Poza tym - nie widzę tam solidnej liny, na której mogłabym zawisnąć i pogadać z koleżanką. Ups... nie mam ze sobą koleżanki. W takim razie nie widzę sensu zajmować niemal wolnego toru, szczególnie, że tej liny nie ma. Sama na niej wisieć nie będę, bo jeszcze pomyślą, że się zmęczyłam, czy rady nie dałam. Idę w mniejszy tłum. Mój piękny wielki jak spadochron strój idealnie zasłania moje fałdki na boczkach i trzyma w kupie cycki, które styrane od karmienia dziecka nie widzą, co je czeka. Płynę...płynę! Mijam jakąś babulinkę, która niezręcznie kopie mnie gdzieś w bok, bo przecież co ja się pcham. Płynę jeszcze kilka metrów, po czym zostaję ochlapana przez uczące się pływać dziecko. Fajnie. Nienawidzę suszarek do włosów na basenach, a tak ogólnie to już nie lubię chodzić na basen. Idę do jackuzzi. (W końcu jak mnie porządnie wybulgocze to też jakiś tam efekt spalania tłuszczu jest prawda?). Całe szczęście jest wolne. Po chwili przychodzi Pan średniego wzrostu i wślizguje się do mojej przestrzeni. Zaczynam czuć się nieswojo. Widoków za bardzo nie ma, w wodę patrzeć nie zamierzam, bo jeszcze sobie Pan pomyśli, że czegoś tam szukam. Zaraz wskakuje jeszcze parka, po czym osiągam apogeum irytacji i wychodzę. Jest mi na tyle ciepło, że nie wejdę znów do basenu. Zbieram z ławki swój ręcznik i biegnę do wyjścia. Wytrzymałam całe pół godziny. Pięknie. To też nie miejsce dla mnie.
Nie zliczę, ile razy zaczynałam od wielkich planów i marzeń. Patrzyłam na swoją szafę, gdzie złowieszczo uśmiechały się do mnie rozmiary xs/s z czasów, kiedy to nie musiałam martwić się o to - co jem i ile jem. Ciężko policzyć ile razy też zaczynałam swoje postanowienia realizować tylko w głowie, albo "od jutra". Od jutra... tak można było mnie przez pewien czas nazywać. Plany były dawno, marzenia, te szydzące z mego ciała ubrania w szafie. Nie obróciłam się a tu minęło pół roku, a ja nadal pochłonięta w tych swoich cholernych planach o lepszym ja.
Pewnego dnia tak po prostu, nie od jutra, nie od poniedziałku a tu i teraz. Ruszyłam.
Ruszyłam biegać. Później pojawił się Crossfit.

Ile razy myślałam sobie..."nie dam rady". Może tu się zatrzymam? Może jednak to nie dla mnie, albo zacznę od jutra. Im dalej jednak w las - tym częściej robiłam dwa kroki więcej. Halo! Skoro da się zrobić ten krok więcej, może jutro będą dwa? Kondycja była słaba. Powiem więcej - kwiczała gdy ja próbowałam dawać z siebie więcej. Może jednak nie do końca próbowałam, bo kondycja i nogi mówiły nie, a ja grzeczna słuchałam. Niestety (albo stety) uparta jestem jak osioł i nie wiem jakich trzeba by było użyć środków, by mnie zniechęcić lub zatrzymać. Nie rezygnuję z pracy tak łatwo...właściwie rzadko rezygnuję, czasem tylko zwalniam tępo. 


Choroba?? Nie... Znów krok w tył. Jednak... to dobry motywator, by zrobić dwa dodatkowe kroki w przód. Odbudować mięśnie, nadrobić to, co się straciło. Odzyskać wigor i siłę. Czasami mam wrażenie, że zaczynam od zera. Jednak to tylko pozory. Szybko trzeba gonić do przodu, w konsekwencji stając się jeszcze silniejszą.


 Bilans? Cały czas poruszam się do przodu. Gdy ciało mówi "nie dam rady" - serce i rozum wyłączają to dziwne irracjonalne myślenie.
Każdy (każda) z nas ma swoją osobistą strefę doskonałości, świetności. Strefę, w której błyszczy i dziś już wiadomo, że tylko bazując na niej, można osiągnąć najwięcej. 

Czasem to szukanie zajmuje najwięcej czasu, nie potrafimy znaleźć swojej sfery. Warto poszukać swojego ja w tym lepszym świecie. Zawsze mamy już tą świadomość, że nie siedzimy bezczynnie :)


Nie trać więc czasu na podciąganie swoich niedoskonałości, w sferze, gdzie noga cały czas nam się podwija (pod warunkiem, że wiesz już poniekąd, gdzie Twoja droga). Skup się teraz na doskonaleniu tego, w czym jesteś najlepszy/a. By to odnaleźć - zrób krok w drzewo swoich możliwości. Tam, gdzie nie czujesz się komfortowo - wychodzisz. Gdy jest ok - wejdź na kolejną gałąź. Pozytywne myślenie niech będzie przewodnikiem i film poniżej. Nikt nie chce być wiecznie szarą myszą, ale nie przejmuj się - każdy nią kiedyś był 
Emotikon grin




PODPIS

środa, 8 kwietnia 2015

5 sposobów, by zmotywować się do ćwiczeń.

Mało kto dostaje piękne i jędrne ciało w prezencie. Nawet jeśli tak jest, to mało która kobieta zachowuje te parametry po ciąży...jednej, czy dwóch. Nie wiem gdzie ja byłam, kiedy rozdawano szybką przemianę materii, gładką skórę i szczupłą sylwetkę. Jeśli rozdawali je równocześnie z ambicją i upartością - pewnie stałam w tej drugiej kolejce. Dziś o tym, że nieistotne, w której kolejce czego nabrałyśmy. O resztę musimy zadbać same!

Jeśli do tej pory szukasz kopniaka, by zacząć ćwiczyć może spróbuj tego?

1. USTAL CEL.

Ciężko jest zabrać się za siebie tak po prostu. Chociaż z czasem i to może przychodzić łatwo. Najlepiej jest mieć swój cel. Najważniejsze, by był to cel mierzalny, niezbyt łatwy, ale taki, który możemy osiągnąć. 
Moim celem początkowo była mniejsza waga. W momencie, kiedy krok po kroku dochodziłam do swojego upragnionego celu modyfikowałam go. Szybko się przekonałam, że to nie waga wyznacza jędrność i wygląd mojego ciała. Zmieniłam cel z wagowego na centymetrowy. W ten sposób, odrzucając stres co piątkowego ważenia, mierzyłam ustalone punkty mojego ciała. Efekty był widoczne, więc mogłam notować ciągły progres. 
Celem ostatecznym nie musi być zmiana Twojego ciała. Może to być coś, czego wcześniej nie mierzyłaś. Jeśli chcesz biegać - biegaj 10 km tygodniowo. Wolisz więcej? Nie ma problemu. Dążenie do celu to jak kij i marchewka. Osiąganie go przynosi nam satysfakcję, co za tym idzie dalszą chęć do ćwiczeń. 

2. ZNAJDŹ TOWARZYSZY.

Jak to mówią - w grupie raźniej. Jednak trzeba uważać, bo często zdarza się, że grupowo opuszczamy trening :) Tak tak, bywa i w ten sposób! Lubię biegać w samotności, jednak ma to swoje minusy. W kryzysowych momentach nie mam osoby, która krzyknęłaby na mnie "WSTAWAJ, NIE PODDAWAJ SIĘ". Siła nie do końca zależy od naszych mięśni, ale siedzi ona w naszej głowie.

Nie raz przekonałam się, że tak jest - przykładem są rywalizacje sportowe. Na ostatnich zawodach, po 100 przysiadach przebiegłam milę (1600m). Czas biegu jak na moje zdolności był nieziemski. Dodatkowo, po 100 przysiadach nogi odmawiały posłuszeństwa. Gdybym była wtedy sama sobie - z pewnością bym się zatrzymała. Powtarzałam sobie w myślach, że przecież nie mogę, na ostatniej prostej widziałam swoich krzyczących znajomych, no jakże bym mogła się wtedy zatrzymać? Radość po takim wyczynie jest największa!

Także, jeśli masz kogoś, kto chciałby ćwiczyć ale nie chce sam... Ty możesz być tym motorem napędowym.

3. RYWALIZUJ


Jak już wspomniałam w poprzednim punkcie - nic nas tak nie wzmacnia jak rywalizacja. Jeśli jesteś matką nie obwiniaj się za obolałe ciało po ciąży, zmęczenie i rozstępy. Po to nie stałyśmy w "kolejce", jednak rozum dostała każda z nas i czas go sprytnie zmanipulować :)
W aplikacji Endomondo znajdziemy wiele ciekawych rywalizacji. W tym momencie naszym celem jest pogoń za kimś, kto jest przed nami i ucieczka przed tymi, którzy depczą nam po piętach. To bardzo zdrowa rywalizacja i jak dla mnie idealna, by monitorować swój postęp. Jeśli nie widzisz rywalizacji dla siebie - stwórz własną, zaproś znajomych. Punkt 1-3 odhaczony za jednym razem !

Nie łatwo wyciągnąć zmęczone kobiety na parkiet, siłownie, bieżnię. Jednak ćwiczyć i rywalizować można w różny sposób. Stworzyłam rywalizację, gdzie rekordy biją MAMY Z OPOLA. Dyscyplina wszelaka, a widzimy jak każda z nas wciąga się do pracy. Do rywalizacji należy 20 uczestniczek, które przez pierwsze dwa tygodnie "pracy" spaliły 42,024 kalorie! Link tutaj - KLIKPonieważ każda mama uprawia inny sport rywalizujemy na kalorie. Projekt testowy kończy się w dniu dziecka - wtedy opiszę statystyki szerzej. 

4. ZNAJDŹ INSPIRACJĘ

Każdą z nas ktoś lub coś inspiruje. Może to być osoba publiczna, znajoma, rodzina. Może to być też jakaś część ciała i jej wymarzony wygląd (typu kaloryfer na brzuchu, smukłe uda, umięśnione ręce). Podążając za swoją inspiracją jednocześnie dążymy do naszego celu, gdyż inspiracja jest poniekąd z nim związana. Sądzę, że Ewa Chodakowska jest dla mnie krokiem do celu, jednak zdaję sobie sprawę ze swoich możliwości wizualnych i nie dążę do niemożliwego (choć jeśli kiedyś odkopię ten mój kaloryfer na brzuchu na pewno się pochwalę). Jeśli nie możesz znaleźć swojej inspiracji sprawdź do czego dążą inni. Jak się motywowali.

"J" Bohaterka numer jeden, znajoma, zawsze uśmiechnięta, bijąca zdrowiem nawet na twarzy. Krokiem do sukcesu było dla niej zrobienie tego kroku. Jak się powie A, trzeba powiedzieć B. Nawet, kiedy dopadał wewnętrzny "niechcemiś" ubierała sportowy strój i z uporem szła. Jeśli pogoda była zła, odpalała program do ćwiczeń w domu. Najważniejsze, by zacząć! Napędzało ją podsumowywanie tygodniowych osiągnięć. Czasy, treningi, kalorie. Jak wynik widać na papierze od razu buzia się śmieje! Efekty tych ćwiczeń, które można oglądać w lustrze i w cyfrach motywują najbardziej.

ZAINSPIROWANE:

"P" Bohaterka druga. Osoba skromna, jednak bardzo uparta. Bardzo przypominająca mnie. Zajęło jej troszkę czasu żeby się wkręcić w rytm ćwiczeń. Szczególnie teraz, kiedy za ścianą śpi dwójka dzieci. To dla niej żaden problem, bo przecież można biec z nimi! Autorka bloga http://www.biegajzdzieckiem.pl/

"ANIA" osoba, która zainspirowała mnie do biegów. Mimo, że biegam rzadko, to sądzę, że gdyby nie ona nie przebiegłabym ani metra. Nie lubiłam biegania bardzo. Zwykle kiedy biegałam było to z przymusu na obozach sportowych. Zawsze wiedziałam, że to nie moja bajka. Ania jednak bardzo szybko zmieniła mój pogląd na bieganie. Pokazała, że wystarczy się uprzeć jak to ja potrafię najlepiej i robić swoje. Efekty biegowe widać bardzo szybko, a jak na osobę, która amatorsko zaczynała od małych przebieżek jest teraz boginią szos :) Anię znajdziecie tutaj: Zabieganaania.




5. POKOCHAJ SIEBIE

Nie ważne jaki mamy cel, w jakiej startujemy rywalizacji i ile jeszcze przed nami. Akceptacja siebie to podstawa. Mimo, że zawsze chciałam wyglądać inaczej niż wyglądam akceptowałam swoją osobę. Mam wspaniałego męża, kochającą rodzinę i syna - najważniejszego człowieka w moim życiu, dla którego nei liczy się jak wyglądam - liczy się to, że po prostu jestem. Nie wiemy co przyniesie nam kolejny dzień, właśnie z tego dzisiejszego powinniśmy czerpać radość!





Miłego, pięknego dnia!

PODPIS

piątek, 3 kwietnia 2015

Mama siłacz, dziewczyna paker?

Jakiś czas temu zaczepił mnie ktoś znajomy, całkiem przypadkiem, bezinteresownie. Właściwie...to nie przypadkiem. Co ty żeś wymyśliła? Stwierdził mrużąc dziwnie oczy. Tak ładować na starość? Ciężary dźwigać? Chcesz z siebie chłopa zrobić? Ale biceps, a jakie nogi. Widać efekty, ale...co ty właściwie robisz?

Mimowolnie i chyba lekko niechcący zostałam poddana ocenie, bez jakiejkolwiek wiedzy o tym, co właściwie...wyprawiam. Rozmowa wyglądałaby o wiele lepiej, gdyby zaczęła się na kilka innych sposobów. Ludzie, a właściwie nazwę ich "gapiami" mają niezwykłe zdolności oceniania tak na wszelki wypadek. Dodam, że ma to chyba każdy z nas, ale nie każdy jest skłonny przedstawić tak zadziwiający i dumny monolog pełen argumentów. Argumenty przeciw temu co robię są bardzo błahe i śmieszne. Choćby z tych, które często słyszę:

"Jesteś matką".
"Lepiej książki czytać".

"Ciężary i trening wysiłkowy jest dla młodych".
"Sztanga? Chcesz wyglądać jak sumo"?


Powyższe argumenty świadczą zazwyczaj, że osoba oceniająca nie zdaje sobie sprawy co robię. 
W moim jakże podeszłym wieku nie ćwiczy się dla tłumu fanów, pucharów, zauważenia.
Ja ćwiczę dla siebie. W moim podeszłym wieku świadomie jestem w stanie określić swoje cele i do nich dążyć. Jestem pełnoletnia duchowo i emocjonalnie, by nie zboczyć z własnego celu. 
Tak. Jestem matką, a moje treningi nie zaburzają rytmu domowego. 



Nie musisz od razu harować na siłowni! Chcesz pozbyć się tłuszczu? - Rób brzuszki. 

Halo! Nic bardziej mylnego! Redukcja tkanki tłuszczowej nie nastąpi po partii kilku, kilkunastu czy kilkudziesięciu brzuszków. Oczywiście mięśnie się wzmocnią, pod warunkiem, że trening będzie wykonywany regularnie. Możesz się po nich zgiąć przed lustrem w pół, a sześciopaka nie będzie :) 

Nie obawiam się, że podnosząc na treningach sztangę z "regularnym" obciążeniem wstanę rano z wąsami i włosami na klacie. Dopóki trening jest pod kontrolą specjalisty czuje się w dobrych rękach. Trzeba uważać jednak, bo uparte dążenie do zawyżonego celu może przysporzyć kłopotów. 
Mimo, że ten podeszły wiek postępuje - wszystko w swoim czasie :)


a Ty co robisz, by nie zwariować?

PODPIS

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...