czwartek, 16 kwietnia 2015

Największym sukcesem jest przezwyciężenie samego siebie.



Wchodzisz na siłownię... błyszczące topy i czerwone szminki. Phi. Modeling nawet tutaj? Myślałaś, że
w tak "śmierdzącym" od potu mężczyzn miejscu zabraknie ładnych zadbanych "dziuń"?
Patrzysz niżej... smukłe nogi, fajna pupa zarys mięśni. To już FitDziunia. Typ kobiety uroczej, która
o siebie dba. Ja w rozciągniętym t-shircie, białych adidaskach i związanych włosach (wcześniej wyczochranych przez dziecko) zasiadam na rowerku i oglądam... Czuje się jak rudy szczur wśród gangu kocic. Zaczynają się gapić. No nic. Tylko co ja mam właściwie ze sobą zrobić? Popedałować, pobiegać. Robię wszystkiego po trochu i wychodzę. 
Wchodzisz na basen... Tor dla szybkich pływaczy mijasz wielkim łukiem, bo przecież nie będziesz przeszkadzać w ćwiczeniach pływakom. Poza tym - nie widzę tam solidnej liny, na której mogłabym zawisnąć i pogadać z koleżanką. Ups... nie mam ze sobą koleżanki. W takim razie nie widzę sensu zajmować niemal wolnego toru, szczególnie, że tej liny nie ma. Sama na niej wisieć nie będę, bo jeszcze pomyślą, że się zmęczyłam, czy rady nie dałam. Idę w mniejszy tłum. Mój piękny wielki jak spadochron strój idealnie zasłania moje fałdki na boczkach i trzyma w kupie cycki, które styrane od karmienia dziecka nie widzą, co je czeka. Płynę...płynę! Mijam jakąś babulinkę, która niezręcznie kopie mnie gdzieś w bok, bo przecież co ja się pcham. Płynę jeszcze kilka metrów, po czym zostaję ochlapana przez uczące się pływać dziecko. Fajnie. Nienawidzę suszarek do włosów na basenach, a tak ogólnie to już nie lubię chodzić na basen. Idę do jackuzzi. (W końcu jak mnie porządnie wybulgocze to też jakiś tam efekt spalania tłuszczu jest prawda?). Całe szczęście jest wolne. Po chwili przychodzi Pan średniego wzrostu i wślizguje się do mojej przestrzeni. Zaczynam czuć się nieswojo. Widoków za bardzo nie ma, w wodę patrzeć nie zamierzam, bo jeszcze sobie Pan pomyśli, że czegoś tam szukam. Zaraz wskakuje jeszcze parka, po czym osiągam apogeum irytacji i wychodzę. Jest mi na tyle ciepło, że nie wejdę znów do basenu. Zbieram z ławki swój ręcznik i biegnę do wyjścia. Wytrzymałam całe pół godziny. Pięknie. To też nie miejsce dla mnie.
Nie zliczę, ile razy zaczynałam od wielkich planów i marzeń. Patrzyłam na swoją szafę, gdzie złowieszczo uśmiechały się do mnie rozmiary xs/s z czasów, kiedy to nie musiałam martwić się o to - co jem i ile jem. Ciężko policzyć ile razy też zaczynałam swoje postanowienia realizować tylko w głowie, albo "od jutra". Od jutra... tak można było mnie przez pewien czas nazywać. Plany były dawno, marzenia, te szydzące z mego ciała ubrania w szafie. Nie obróciłam się a tu minęło pół roku, a ja nadal pochłonięta w tych swoich cholernych planach o lepszym ja.
Pewnego dnia tak po prostu, nie od jutra, nie od poniedziałku a tu i teraz. Ruszyłam.
Ruszyłam biegać. Później pojawił się Crossfit.

Ile razy myślałam sobie..."nie dam rady". Może tu się zatrzymam? Może jednak to nie dla mnie, albo zacznę od jutra. Im dalej jednak w las - tym częściej robiłam dwa kroki więcej. Halo! Skoro da się zrobić ten krok więcej, może jutro będą dwa? Kondycja była słaba. Powiem więcej - kwiczała gdy ja próbowałam dawać z siebie więcej. Może jednak nie do końca próbowałam, bo kondycja i nogi mówiły nie, a ja grzeczna słuchałam. Niestety (albo stety) uparta jestem jak osioł i nie wiem jakich trzeba by było użyć środków, by mnie zniechęcić lub zatrzymać. Nie rezygnuję z pracy tak łatwo...właściwie rzadko rezygnuję, czasem tylko zwalniam tępo. 


Choroba?? Nie... Znów krok w tył. Jednak... to dobry motywator, by zrobić dwa dodatkowe kroki w przód. Odbudować mięśnie, nadrobić to, co się straciło. Odzyskać wigor i siłę. Czasami mam wrażenie, że zaczynam od zera. Jednak to tylko pozory. Szybko trzeba gonić do przodu, w konsekwencji stając się jeszcze silniejszą.


 Bilans? Cały czas poruszam się do przodu. Gdy ciało mówi "nie dam rady" - serce i rozum wyłączają to dziwne irracjonalne myślenie.
Każdy (każda) z nas ma swoją osobistą strefę doskonałości, świetności. Strefę, w której błyszczy i dziś już wiadomo, że tylko bazując na niej, można osiągnąć najwięcej. 

Czasem to szukanie zajmuje najwięcej czasu, nie potrafimy znaleźć swojej sfery. Warto poszukać swojego ja w tym lepszym świecie. Zawsze mamy już tą świadomość, że nie siedzimy bezczynnie :)


Nie trać więc czasu na podciąganie swoich niedoskonałości, w sferze, gdzie noga cały czas nam się podwija (pod warunkiem, że wiesz już poniekąd, gdzie Twoja droga). Skup się teraz na doskonaleniu tego, w czym jesteś najlepszy/a. By to odnaleźć - zrób krok w drzewo swoich możliwości. Tam, gdzie nie czujesz się komfortowo - wychodzisz. Gdy jest ok - wejdź na kolejną gałąź. Pozytywne myślenie niech będzie przewodnikiem i film poniżej. Nikt nie chce być wiecznie szarą myszą, ale nie przejmuj się - każdy nią kiedyś był 
Emotikon grin




PODPIS

2 komentarze :

  1. trafiłam tu przypadkowo przez instagram; ) i chętnie więcej poczytam. fajnie,ze jest mama z Opola trenujaca; )
    może uda się kiedyś spotkać ;)
    pzdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. super ;) Trenuję od sierpnia 2014, mam nadzieję na spotkanie przy sztandze :)

      Usuń

Dziękuję za opinie i komentarze!

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...