Po gliwickim finale ligi Runmageddon obiecałam sobie: "Dosyć w tym roku", więcej nie dam się tak zamrozić i zmieszać z błotem. Byłam przewiana, zmrożona, kopnięta prądem i jedyne o czym marzyłam po biegu to gorąca kąpiel i tona jedzenia. Mój żołądek odmawiał współpracy już po pierwszym kilometrze, moja noga w pierwszej godzinie krwawiła po nieudolnym przejściu "Tej jedynej", jednak adrenalina i chęć pokonania wszystkich przeszkód niosła mnie dalej. Dotarłam do mety i osiągnęłam to, po co przyjechałam. Radość, spełnienie, szczęście !
Szczęście... czy nie do tego dążymy w życiu? "Jesteś wariatką" słyszę od rodziców, znajomych, przypadkowych czytelników. Jednak jest to moja najbardziej pozytywna cecha. Czy tylko wariaci mogą osiągnąć idealny poziom szczęścia poprzez fizyczne sponiewieranie? Zostawiam to do przemyślenia :)
Gdy emocje trochę opadły, nogi odpoczęły, siniaki zeszły, ciało domagało się więcej! Mózg odkodował zimno, siniaki i zmęczenie. Chciałam jeszcze. Gdziekolwiek, byle zaraz!
Nie przypadkiem znalazłam się już dwa tygodnie później w Poznaniu. Po cichu marzyłam, żeby moja przygoda z błotem nie została pogrzebana do końca roku już na Finale. Bieg na otwarcie sezonu, nowe medale i nowe miejsce. Zwyczajnie nie mogło mnie tam zabraknąć! Na samą myśl o starcie zapomniałam, co sobie postanowiłam w momencie słabości. Czekało na mnie nowe wyzwanie.
Instagram i facebook zagrzmiał od informacji, wymiany zdań i ciekawości, co nas czeka. To już normalne, że Runmageddonem nie żyje się tylko w dniu biegu. Osobiście trwam w euforii już w momencie, kiedy planuję start. Potem odliczanie, czekanie... emocje w trakcie biegu i długo długo po. Pokusiłabym się o stwierdzenie, zasłyszane trochę w innej sferze. Runmageddon to stan umysłu, to sposób na pokolorowanie życia i w końcu doskonała zabawa, którą można tak często powtarzać.
W Poznaniu byłam jako dziecko, miasto kojarzyło mi się tylko z parą koziołków na tutejszym rynku. Podjęłam wyzwanie rajdowe i wybrałam się w podróż samodzielnie przyprawiając niemal o zawał bliskich. Adrenalina podczas podróży trzymała mi sztywno nogę na gazie, a myśli krążyły wokół tego, co zaraz miało nastąpić.
Instagram i facebook zagrzmiał od informacji, wymiany zdań i ciekawości, co nas czeka. To już normalne, że Runmageddonem nie żyje się tylko w dniu biegu. Osobiście trwam w euforii już w momencie, kiedy planuję start. Potem odliczanie, czekanie... emocje w trakcie biegu i długo długo po. Pokusiłabym się o stwierdzenie, zasłyszane trochę w innej sferze. Runmageddon to stan umysłu, to sposób na pokolorowanie życia i w końcu doskonała zabawa, którą można tak często powtarzać.
W Poznaniu byłam jako dziecko, miasto kojarzyło mi się tylko z parą koziołków na tutejszym rynku. Podjęłam wyzwanie rajdowe i wybrałam się w podróż samodzielnie przyprawiając niemal o zawał bliskich. Adrenalina podczas podróży trzymała mi sztywno nogę na gazie, a myśli krążyły wokół tego, co zaraz miało nastąpić.
Start z mroźnego hipodromu nie nastawiał mnie na ciepłą przygodę, jednak solidna rozgrzewka
i wymiana uśmiechów z ludźmi obok dały idealnego powera do biegu. Nie bez powodu ważne jest wsparcie drużyny, gdzie nie ma miejsca na żadną chwilę słabości.
Tym razem założyliśmy sobie plan - biegniemy na oślep, najszybciej dotychczas.
i wymiana uśmiechów z ludźmi obok dały idealnego powera do biegu. Nie bez powodu ważne jest wsparcie drużyny, gdzie nie ma miejsca na żadną chwilę słabości.
Tym razem założyliśmy sobie plan - biegniemy na oślep, najszybciej dotychczas.
Nic nowego, już przy starcie miałam okazję przygrzmocić w metalową przeszkodę, ponieważ strategię jej pokonania obmyślałam szybko do niej dobiegając. Biegliśmy, ale dokąd? Nie spodziewałam się wielu podbiegów po poznańskich terenach, jednak organizatorzy mieli dużo czasu, żeby zrobić góry nawet w Wielkopolskim. Szczerze, gdybym w połowie trasy usłyszała szum fal
i zapach morskiej piany nie byłabym zdziwiona. Dla mnie, jako małej kobiety największą przeszkodę stanowią ściany. Nie kłopot przez nie przejść, kiedy już ręce dotkną góry, jednak jestem zbyt niska, by wszelkim sposobem się tam dostać. Pomoc na trasie jak zwykle nieoceniona (podkładanie się pod ściany, podsadzanie, przerzucanie) i bardzo przyjemna jest myśl, że nigdy nie zostanę sama.
Było wiele błota, wody, bagna i lin. Jedyną przeszkodą, która mnie pokonała była gwara poznańska. Wiedziałam, że takowa się pojawi jednak nie byłam w stanie zapamiętać wszystkich zwrotów. Czekał mnie dodatkowy spacer z Runmageddonowym "pieskiem", jednak żeby było trudniej, ekipa przyoszczędziła na długości smyczy (może na korzyść większej ilości bloczków betonowych?). Było ciężko, jednak ja miałam nie dać rady? Kontener z lodem, strzał z węża strażackiego - to wszystko wywoływało u mnie uśmiech. Na sam koniec zostałam kilkukrotnie przerzucona przez drużynę footballową, co pozwoliło mi dotrzeć z jeszcze większym uśmiechem na ustach do mety.
Ostateczny wynik jest dla mnie zadowalający - tak samo jak sobie założyliśmy - było najlepiej czasowo dotychczas nie ujmując pomocy potrzebującym na trasie.
25 miejsce wśród kobiet bardzo mnie zadowala, jednak nie ukrywam, że jeszcze pokażę, że stać mnie na większy power!
Lekcja przyrody, czyli czego nauczyły mnie starty w Runmageddon?
i zapach morskiej piany nie byłabym zdziwiona. Dla mnie, jako małej kobiety największą przeszkodę stanowią ściany. Nie kłopot przez nie przejść, kiedy już ręce dotkną góry, jednak jestem zbyt niska, by wszelkim sposobem się tam dostać. Pomoc na trasie jak zwykle nieoceniona (podkładanie się pod ściany, podsadzanie, przerzucanie) i bardzo przyjemna jest myśl, że nigdy nie zostanę sama.
Było wiele błota, wody, bagna i lin. Jedyną przeszkodą, która mnie pokonała była gwara poznańska. Wiedziałam, że takowa się pojawi jednak nie byłam w stanie zapamiętać wszystkich zwrotów. Czekał mnie dodatkowy spacer z Runmageddonowym "pieskiem", jednak żeby było trudniej, ekipa przyoszczędziła na długości smyczy (może na korzyść większej ilości bloczków betonowych?). Było ciężko, jednak ja miałam nie dać rady? Kontener z lodem, strzał z węża strażackiego - to wszystko wywoływało u mnie uśmiech. Na sam koniec zostałam kilkukrotnie przerzucona przez drużynę footballową, co pozwoliło mi dotrzeć z jeszcze większym uśmiechem na ustach do mety.
Ostateczny wynik jest dla mnie zadowalający - tak samo jak sobie założyliśmy - było najlepiej czasowo dotychczas nie ujmując pomocy potrzebującym na trasie.
25 miejsce wśród kobiet bardzo mnie zadowala, jednak nie ukrywam, że jeszcze pokażę, że stać mnie na większy power!
Lekcja przyrody, czyli czego nauczyły mnie starty w Runmageddon?
- Po kilku przebiegniętych przeze mnie Runmageddonach wiem, że bagna występują w każdym obszarze Polski, szczególnie w każdym skrawku lasu.
- Nauczyłam się wiązać buty na supeł idealny. Tak idealny, że nie rozwiążą się wsadzone w bagno. Nie rozwiążą się w żadnym przypadku - nawet gdy błagalnie przeklinam próbując ściągnąć chip po biegu.
- Okazało się, że w trzcinach wcale nie ma zdechłych ryb i obślizgłych węży jak przypuszczałam przez wiele lat.
- Pod mostami, nawet najmniejszymi nie znajdziemy zwłok, a brodząc po kolana w zamulonej wodzie potwory rzeczne nie łapią swymi szponami za kostki.
- Gdy wybieram się do wulkanizatora z zamiarem wymiany opon... zanoszę je do auta na dwa razy. Biegnąc.
- Kultura i wiedza ogólna. W Sopocie "marki" ryb, w Myślenicach zadania matematyczne. Gliwice nie ugięły mnie pytaniem o historię Runmageddonu (wierna fanka wie wiele:) ), śląska gwara także jest przeze mnie zasłyszana. Odczułam zaległości w poznańskiej. Nadrobię na kolejny raz!
Można wymieniać w nieskończoność, lecz podsumowując zawsze wyjdą same pozytywy!
Wśród poznańskich debiutantów z pewnością znajdzie się wiele osób, które już czekają na kolejne edycje. W końcu zaznać tylu sportowych wrażeń w tak krótkim czasie nie zaznacie nigdzie indziej.
Otrzymałam wiele wiadomości z gratulacjami, podziękowaniami za motywację oraz pytaniami o kolejne biegi. Rok 2016 zapowiada się naprawdę aktywnie i moim celem jest pojawienie się na większości biegów. Z przyjemnością odwiedzę również Poznań nocą.
Na końcu wpisu z całego serducha dziękuję wspaniałemu organizatorowi. Nikodemowi Finke, za zaproszenie, umożliwienie startu w tej wspaniałej imprezie.
"i że nie opuszczę was....."
")
Otrzymałam wiele wiadomości z gratulacjami, podziękowaniami za motywację oraz pytaniami o kolejne biegi. Rok 2016 zapowiada się naprawdę aktywnie i moim celem jest pojawienie się na większości biegów. Z przyjemnością odwiedzę również Poznań nocą.
Na końcu wpisu z całego serducha dziękuję wspaniałemu organizatorowi. Nikodemowi Finke, za zaproszenie, umożliwienie startu w tej wspaniałej imprezie.
"i że nie opuszczę was....."
")
Byle tak dalej i do przodu. A faktem jest, że tylko "Wariaci" osiągają idealny poziom szczęścia i tego Ci do końca życia życzę oby go było jak najwięcej !!!
OdpowiedzUsuńAleż adrenalina :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń